Jestem osobą, która raczej od wszelkiego science-fiction stroni - nie to, bym szczególnie tego gatunku nie lubiła, ale na tyle rzadko po niego sięgam, że nie zdążyłam sobie o nim wyrobić jeszcze opinii. I właśnie Tuf Wędrowiec mi w tej decyzji pomógł: zakochałam się!
Haviland Tuf jest podróżnikiem i rzetelnym, aczkolwiek drobnym międzygwiezdnym kupcem. Dzięki niezwykłemu splotowi zdarzeń staje się właścicielem wiekowego, długiego na wiele mil statku - bazy ziemskiego Inżynierskiego Korpusu Ekologicznego. Zbudowany jako śmiercionośna broń, statek ów chroni sekrety zapomnianej dziedziny nauki. Funkcjonuje wystarczająco sprawnie, aby za pomocą inżynierii genetycznej i technik klonowania produkować dziesiątki tysięcy rozmaitych gatunków roślin i zwierząt - zarówno dobroczynnych, jak i niszczycielskich. Ekscentryczny, ale zawsze postępujący zgodnie z zasadami etyki, Tuf postanawia zmienić profesję i mianuje się inżynierem ekologiem, używając zasobów statku-bazy do rozwiązywania problemów nękających rozliczne światy.
Jak wspomniałam już wyżej, nigdy nie byłam fanką literatury traktującej o statkach kosmicznych, obcych planetach, niezwykłej technologii - raczej jestem osobą gustującą w fantasy: miecze, smoki, tolkienowskie klimaty. Dlatego też myślałam, że z dorobku Martina bardziej upodobam sobie jego najbardziej znaną serię, a więc Pieśń lodu i ognia. Nic bardziej mylnego - Gra o tron tak mnie rozczarowała, że długo nie mogłam przekonać się do tego autora. Toteż z dużą rezerwą sięgnęłam po Tufa Wędrowca, książkę będącą poniekąd zbiorem opowiadań zebranych w jednej pozycji. Wniosek po zakończeniu lektury jest jeden - matko, to o niebo lepsze od Gry o tron!
Zapewne skrzywiliście się przy słowach zbiór opowiadań - owszem, sama również nie przepadam za pojedynczymi nowelkami, nawet jeśli utrzymane są one w podobnym klimacie. W tym przypadku jednak wszystko jest ze sobą tak idealnie skomponowane, że nie sposób się oderwać od kolejnych przygód Tufa - aż pod koniec zaczynamy żałować, że tak szybko przez książkę przyszło nam przebrnąć: Ale jak to, to niemożliwe, by to było wszystko!
Tuf to bohater, którego nie da się nie kochać - niezwykle ekscentryczny i jednocześnie poczciwy, pełen dystansu do świata, z niezwykle ciętym, a zarazem niewinnym humorem, o niezwyczajnym sposobie wyrażania się. Mogłabym opisać go Wam na milion różnych sposobów, ale nigdy nie zrozumiecie fenomenu inżyniera ekologa bez poznania go osobiście. Zresztą już za samo zdanie, że cywilizacje obcujące z kotami są znacznie bogatsze i bardziej ludzkie niż te pozbawione ich niedającego się z niczym porównać towarzystwa, zasługuje na uwagę! Szczerze przyznam, że dawno żadna fikcyjna postać nie wywołała u mnie tyle sympatii co Haviland Tuf i jedno, co mogę powiedzieć, to to, że z całą pewnością do tej historii jeszcze nieraz będę wracać.
Bo to trzeba przyznać: przygody bohatera są jedyne i niepowtarzalne. Nie łudźcie się, że spotkacie jakikolwiek cień schematyczności czy przewidywalności. Świat Tufa jest całkowicie pokręcony - będzie mnożył chleb i ryby, wysyłał egipskie plagi, tworzył nadzwyczajne genetyczne krzyżówki. Brzmi dziwne i czujecie, że to raczej nie jest historia w Waszym guście? Zatem pozwólcie mi sprostować: Tuf Wędrowiec to książka, której tak naprawdę nie da się jednoznacznie zakwalifikowywać do danego gatunku. Owszem, przestrzenią akcji jest bezmiar wszechświata, ale daje to tylko więcej możliwości do pobudzenia wyobraźni, tym samym stwarzając coś, w czym każdy znajdzie coś dla siebie.
Dajcie się zaprosić na Arkę! Dla każdego fana twórczości Martina jest to pozycja wręcz obowiązkowa, wielbiciele fantastyki znajdą tu dla siebie jakiś kąsek, ale w rzeczywistości przeczytać ją może każdy, kto lubi się czasem uśmiechnąć w czasie lektury i nadzwyczaj przyjemnie spędzić czas z wartościową literaturą. Polecam całym sercem!
★★★★★★★★☆☆
[opis wydawnictwa]
Jak wspomniałam już wyżej, nigdy nie byłam fanką literatury traktującej o statkach kosmicznych, obcych planetach, niezwykłej technologii - raczej jestem osobą gustującą w fantasy: miecze, smoki, tolkienowskie klimaty. Dlatego też myślałam, że z dorobku Martina bardziej upodobam sobie jego najbardziej znaną serię, a więc Pieśń lodu i ognia. Nic bardziej mylnego - Gra o tron tak mnie rozczarowała, że długo nie mogłam przekonać się do tego autora. Toteż z dużą rezerwą sięgnęłam po Tufa Wędrowca, książkę będącą poniekąd zbiorem opowiadań zebranych w jednej pozycji. Wniosek po zakończeniu lektury jest jeden - matko, to o niebo lepsze od Gry o tron!
Zapewne skrzywiliście się przy słowach zbiór opowiadań - owszem, sama również nie przepadam za pojedynczymi nowelkami, nawet jeśli utrzymane są one w podobnym klimacie. W tym przypadku jednak wszystko jest ze sobą tak idealnie skomponowane, że nie sposób się oderwać od kolejnych przygód Tufa - aż pod koniec zaczynamy żałować, że tak szybko przez książkę przyszło nam przebrnąć: Ale jak to, to niemożliwe, by to było wszystko!
Tuf to bohater, którego nie da się nie kochać - niezwykle ekscentryczny i jednocześnie poczciwy, pełen dystansu do świata, z niezwykle ciętym, a zarazem niewinnym humorem, o niezwyczajnym sposobie wyrażania się. Mogłabym opisać go Wam na milion różnych sposobów, ale nigdy nie zrozumiecie fenomenu inżyniera ekologa bez poznania go osobiście. Zresztą już za samo zdanie, że cywilizacje obcujące z kotami są znacznie bogatsze i bardziej ludzkie niż te pozbawione ich niedającego się z niczym porównać towarzystwa, zasługuje na uwagę! Szczerze przyznam, że dawno żadna fikcyjna postać nie wywołała u mnie tyle sympatii co Haviland Tuf i jedno, co mogę powiedzieć, to to, że z całą pewnością do tej historii jeszcze nieraz będę wracać.
Bo to trzeba przyznać: przygody bohatera są jedyne i niepowtarzalne. Nie łudźcie się, że spotkacie jakikolwiek cień schematyczności czy przewidywalności. Świat Tufa jest całkowicie pokręcony - będzie mnożył chleb i ryby, wysyłał egipskie plagi, tworzył nadzwyczajne genetyczne krzyżówki. Brzmi dziwne i czujecie, że to raczej nie jest historia w Waszym guście? Zatem pozwólcie mi sprostować: Tuf Wędrowiec to książka, której tak naprawdę nie da się jednoznacznie zakwalifikowywać do danego gatunku. Owszem, przestrzenią akcji jest bezmiar wszechświata, ale daje to tylko więcej możliwości do pobudzenia wyobraźni, tym samym stwarzając coś, w czym każdy znajdzie coś dla siebie.
Dajcie się zaprosić na Arkę! Dla każdego fana twórczości Martina jest to pozycja wręcz obowiązkowa, wielbiciele fantastyki znajdą tu dla siebie jakiś kąsek, ale w rzeczywistości przeczytać ją może każdy, kto lubi się czasem uśmiechnąć w czasie lektury i nadzwyczaj przyjemnie spędzić czas z wartościową literaturą. Polecam całym sercem!
★★★★★★★★☆☆
Widzę, że nie tylko mi spodobał się bardzo Tuf :D Świetnie mi się ją czytało - te wszystkie działania Tufa, aby pomóc, lub coś zmienić genialne :D
OdpowiedzUsuńDokładnie! Ja tam w metodach rozwiązywania problemów przez Tufa się zakochałam :D
UsuńTe wszystkie biotechnologiczne aspekty ahhh :D Uwielbiam takie książki z wątkiem naukowym dość mocno zarysowanym ze świetną postacią główną. Dostrzegłaś podobieństwa do Tyriona? :P
UsuńDostrzegłam. Ale jakoś postać Tufa podoba mi się bardziej - Tyrion miał gadane, jednak nie potrafiłam zapałać do niego szczególną sympatią. Choć z drugiej strony, przeczytałam tylko pierwszą część... :P
UsuńJa jednak pozostanę przy Grze o tron, jeśli chodzi o autora :D
OdpowiedzUsuńA tak poza tym łap: http://biblioteczkaciekawychksiazek.blogspot.com/2016/02/read-more-book-challenge-czerwien.html
No wiesz Ty co, tak się ograniczać! :D
UsuńNie czytałam jeszcze Gry o tron, ale w moich dalekich planach jest kwestia zapoznania sie z nią. Nie wiem czy Tuf Wędrowiec mnie przekonuje,ale zastanowię się:p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com
Ja również z początku nie byłam przekonana, ale ostatecznie zauroczona jestem całkowicie - znacznie bardziej niż Grą o tron. ;)
UsuńNie czytałam jeszcze Gry o Tron, bo wciąż jej wypatruję w bibliotece, a tam wciąż stoi tylko Starcie Królów! Ale nie rozglądałam się za niczym innym Martina, więc na pewno ją sobie zapamiętam! I nie skrzywiłam się na słowa "spis opowiadań", bo jako chyba jedna z nielicznych bardzo je lubię - zwłaszcza te w wykonaniu Kinga - i sama je pisuję.
OdpowiedzUsuńZnaczy, to taki trochę oszukany spis opowiadań, bo jakby nie było są one ze sobą ściśle powiązane - co nie znaczy, że nie można czytać ich osobno. Ale w całości jest po prostu lepiej. :D Polecam ♥
UsuńBardzo ciekawa recenzja :) próbowałam kiedys przeczytać książkę tego autora, ale jakoś mi nie wyszło, a uwielbiam fantastykę i science fiction :) może jego książki nie są dla mnie, pewnie za jakiś czas znowu sie do nich przymierze pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńDziękuję! Mam nadzieję, że może w końcu uda Ci się do nich przekonać (choć mnie osobiście Gra o Tron nie porwała). :)
UsuńZ panem Martinem znam się bardzo dobrze z "Pieśni Lodu i Ognia" i nie byłam tą pozycją zainteresowana, ale teraz mnie trochę skusiłaś :D Chociaż prawdę powiedziawszy, jestem "zła" na Martina, że ciągle nie ma "Wichrów zimy", więc nie wiem czy to dobry pomysł sięgać teraz po inną jego książkę :)
OdpowiedzUsuńHaha, a ja myślę, że to doskonała okazja, by zaspokoić głód spowodowany brakiem kolejnej części! ;)
UsuńNie czytałam jeszcze tej książki, ale myślę, że kiedyś ją napewno przeczytam :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Julka :)
Zapraszam na nową recenzję:
http://odkawywoleksiazke.blogspot.com/2016/02/recenzja-powod-by-oddychac-czyli.html
Jak najbardziej polecam! :)
UsuńJa Sci-fi nie lubię więc jednak jeśli chodzi o Martina to pozostanę przy Grze o Tron, jednak zaintrygowałaś mnie niesamowicie! :D
OdpowiedzUsuńJa też jakąś wielką fanką sci-fi nie jestem (bo przeczytane w tym gatunku książki mogę wymienić na palcach jednej ręki), ale mimo wszystko przygody Tufa spodobały mi się strasznie - bo jakby nie było, elementy sci-fi są jedynie tłem całych wydarzeń, nie głównym tematem. ;)
UsuńJa w sumie sięgam po różne pozycje i chyba sci-fi też już miałam okazję czytać, jednak o dziwo nie spotkałam się jeszcze z twórczością Martina. Słyszałam o "Grze o tron" (chyba nie da się o niej nie słyszeć"), jednak poznanie tego autora wciąż przede mną ;)
OdpowiedzUsuńW sumie to u mnie byłoby podobnie, gdyby nie to, że nagle w moim domu pojawiła się Gra o tron - a jak już się pojawiła, głupio byłoby zmarnować okazję, więc Martina poznałam tylko czystym przypadkiem. ;)
UsuńJedna z lepszych książek, jakie przeczytałam tylko i wyłącznie dzięki byciu recenzentem. Wątpię, że w księgarni zwróciłabym na nią uwagę ;). Uwielbiam Tufa, zresztą nie tylko jego - cała twórczość Martina mnie zachwyca :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na www.maialis.pl
Cieszę się, że i Tobie się spodobała! Tak to jest, że niektórych cudownych książek w życiu byśmy nie poznali, gdyby nie przypadek. ;)
UsuńMam u siebie :)
OdpowiedzUsuńJako że po prostu autor kupił mnie swoim największym dziełem, tj. Pieśnią Lodu i Ognia, nie sposób było przejść obok tej książki obojętnie. Nie jestem wielką fanką sci-fi, dlatego Gra o tron o wiele bardziej przypadła mi do gustu, aczkolwiek spodobał mi się sposób przedstawienia postaci i sama akcja Tufa :)
Sama również nie sądziłam, że sci-fi przypadnie mi do gustu, a tu proszę! :)
UsuńChętnie dam się namówić, bo będzie to coś innego w mojej biblioteczce :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę z tego powodu! Mam nadzieję, że Ci się spodoba :)
UsuńStronię od wszelkich historii z wszechświata, innych planet i tak dalej. Nigdy tego nie lubiłam. A tu zachęcasz taką historią... Jak żyć, pani premier, jak żyć? :D
OdpowiedzUsuńBo kocham czytać!
No wiesz, czasem warto próbować czegoś nowego, ograniczenia są nudne! :D
Usuń