14.02.2016

„Pod podłogą” Michał Pstrucha

„Nie można roztrząsać przeszłości, zapominając o tym, co jest teraz.”


Budzisz się na ulicy, niebo wylewa strumienie wody i choć rozglądasz się dookoła, nie jesteś w stanie określić, w jaki sposób się tam znalazłeś. Usiłujesz przypomnieć sobie cokolwiek, jednak wszelkie próby spełzają na niczym - oto urodziłeś się na nowo, zaczynasz życie w siedemnastoletnim ciele. Pewnie byłoby łatwiej wystartować z czystą kartą, jednak, jakby jeszcze było mało tajemnic, okazuje się, że posiadasz dom w luksusowej dzielnicy, a każda noc niesie ze sobą koszmary, które odsłaniają rąbek przeszłości. Alienujesz się od społeczeństwa i najlepiej w ogóle nie spotykałbyś ludzi, gdyby nie Kasia, jedyna osoba, która (jakim cudem?!) wciąż stoi u Twojego boku. Dochodzisz do wniosku, że w zasadzie jakoś byś prowadził swój nieciekawy żywot, ale akurat w tym momencie na parkingu przed Twoim domem znajdujesz samochód poszukiwanego mordercy. Twoje i tak już zwariowane życie wywraca się do góry nogami - sny stają się coraz bardziej intensywne, drogę przecinają kolejne niewiarygodne zdarzenia, a na domiar złego zaczynasz nabierać nieprzyjemnego wrażenia, że ktoś kryje się pod Twoją podłogą.

Czytając opis książki, przeszło mi przez myśl, że będzie to następna powieść, której główny wątek stanowi odkrywanie przez bohatera z amnezją kolejnych białych plam z przeszłości - jednak nie da się ukryć, że taka oś fabuły pozostawia duże pole do popisu, a to już od pisarza zależy, w jaki sposób z tego skorzysta. Z przyjemnością stwierdzam, że Pstrucha spisał się doskonale, oddał nam bowiem w ręce historię, która na każdym kroku intryguje, prowadząc do zaskakującego finału. Nic nie jest tym, czym się z pozoru wydaje; do przewijających się postaci będziemy niezliczoną ilość razy zyskiwać i tracić zaufanie, nie będąc w stanie określić ich motywów i tak naprawdę do samego końca mając wrażenie stąpania po niepewnym gruncie. Komu wierzyć, kto jest łgarzem? Czy takie absurdalne założenia mogą być prawdą?

Trzeba przyznać, że „Pod podłogą” oferuje nam ciekawy zabieg narracyjny - z jednej strony towarzyszy nam relacja z teraźniejszości Łukasza, czasem Kasi, ale także tych mniej pewnych postaci; a z drugiej, w fabułę wtapiane są sny bohatera będące obrazem jego nadwątlonej pamięci. W ten sposób zarówno przeszłość i teraźniejszość, jak i różne punkty widzenia mieszają się ze sobą, dając w efekcie wielowymiarową scenerię, w której nic nie jest jednoznaczne, a już szczególnie, kiedy Łukasz w oczach pozostałych przestaje być wiarygodny psychicznie. Nie ma co ukrywać, czytelnik zostaje rzucony w wir wydarzeń i jest tak samo pewny kolejnego kroku, co sam Łukasz - czyli praktycznie wcale. Stąd też praktycznie niemożliwym jest przewidzenie, dokąd poprowadzi nas narrator, Pstrucha każe nam myśleć to, co chce, żebyśmy myśleli, by zaraz wrzucić czytelnika na głęboką wodę.

Autor ma zatrważająco lekkie pióro - a najlepszym na to przykładem niech będzie fakt, że prawie 500 stron było dla mnie lekturą na dwa dni. Dosłownie pochłonęłam tę książkę, nie mogąc ani na chwilę się oderwać. A gdy już do tego dochodziło, każda przerwa przynosiła uczucie niepokoju, jakby w czasie nieobecności w świecie Łukasza miały się pojawić nowe ważne poszlaki, które mogłyby nas ominąć. Jedno trzeba przyznać: rzadko trafia się na historię, która tak trzyma w napięciu (do tego stopnia, że musiałam zasłaniać dłonią część strony, by mój wzrok nie przeskoczył akapitu w celu jak najszybszego poznania rozwiązania!).

Nie jest to jednak pozycja pozbawiona wad, choć trzeba przyznać, że nie rzucają się one jakoś bardzo w oczy. Czasami tylko odnosiłam wrażenie, że niektóre wypowiedzi postaci są nieco sztuczne i w gruncie rzeczy nieadekwatne do sytuacji, brakowało mi także rozwinięcia wątku przeszłości Kasi, której poniekąd mogę się domyślać, jednak to nie to samo. Mimo wszystko, finał powieści wbił mnie w fotel, pozostawiając z niekulturalnie otwartymi ustami. Aż ciężko uwierzyć w to, ile wydarzyło się na stronach powieści i ile niepokojących elementów przemycił autor - bo, możecie wierzyć lub nie, ale poruszane są tu nie tylko banalne, czysto sensacyjne kwestie. Moralność mordercy, handel narządami czy ciekawe zaburzenie psychiczne, którego nazwy nie wyjawię, bo zepsuję Wam tylko lekturę.

Może nie jest to książka doskonała (a czy jakikolwiek debiut ma prawo do takiego tytułu?), ale na pewno warta uwagi - choćby dlatego, że wciąga niemiłosiernie i że nie sposób przewidzieć, co czeka nas w kolejnym rozdziale. Myślę, że jest jak najbardziej godna polecenia. ★★★★★★★★☆☆

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Oficynka.



Wyzwanie 2016
3. Książka powyżej 450 stron 
5. Książka polskiego autora
6. Pierwsze spotkanie z autorem
16. Debiut autorski
25. Okładka w kolorach jesieni