„Nie można roztrząsać przeszłości, zapominając o tym, co jest teraz.”
Budzisz się na ulicy, niebo wylewa strumienie wody i choć rozglądasz się dookoła, nie jesteś w stanie określić, w jaki sposób się tam znalazłeś. Usiłujesz przypomnieć sobie cokolwiek, jednak wszelkie próby spełzają na niczym - oto urodziłeś się na nowo, zaczynasz życie w siedemnastoletnim ciele. Pewnie byłoby łatwiej wystartować z czystą kartą, jednak, jakby jeszcze było mało tajemnic, okazuje się, że posiadasz dom w luksusowej dzielnicy, a każda noc niesie ze sobą koszmary, które odsłaniają rąbek przeszłości. Alienujesz się od społeczeństwa i najlepiej w ogóle nie spotykałbyś ludzi, gdyby nie Kasia, jedyna osoba, która (jakim cudem?!) wciąż stoi u Twojego boku. Dochodzisz do wniosku, że w zasadzie jakoś byś prowadził swój nieciekawy żywot, ale akurat w tym momencie na parkingu przed Twoim domem znajdujesz samochód poszukiwanego mordercy. Twoje i tak już zwariowane życie wywraca się do góry nogami - sny stają się coraz bardziej intensywne, drogę przecinają kolejne niewiarygodne zdarzenia, a na domiar złego zaczynasz nabierać nieprzyjemnego wrażenia, że ktoś kryje się pod Twoją podłogą.
Czytając opis książki, przeszło mi przez myśl, że będzie to następna powieść, której główny wątek stanowi odkrywanie przez bohatera z amnezją kolejnych białych plam z przeszłości - jednak nie da się ukryć, że taka oś fabuły pozostawia duże pole do popisu, a to już od pisarza zależy, w jaki sposób z tego skorzysta. Z przyjemnością stwierdzam, że Pstrucha spisał się doskonale, oddał nam bowiem w ręce historię, która na każdym kroku intryguje, prowadząc do zaskakującego finału. Nic nie jest tym, czym się z pozoru wydaje; do przewijających się postaci będziemy niezliczoną ilość razy zyskiwać i tracić zaufanie, nie będąc w stanie określić ich motywów i tak naprawdę do samego końca mając wrażenie stąpania po niepewnym gruncie. Komu wierzyć, kto jest łgarzem? Czy takie absurdalne założenia mogą być prawdą?
Trzeba przyznać, że „Pod podłogą” oferuje nam ciekawy zabieg narracyjny - z jednej strony towarzyszy nam relacja z teraźniejszości Łukasza, czasem Kasi, ale także tych mniej pewnych postaci; a z drugiej, w fabułę wtapiane są sny bohatera będące obrazem jego nadwątlonej pamięci. W ten sposób zarówno przeszłość i teraźniejszość, jak i różne punkty widzenia mieszają się ze sobą, dając w efekcie wielowymiarową scenerię, w której nic nie jest jednoznaczne, a już szczególnie, kiedy Łukasz w oczach pozostałych przestaje być wiarygodny psychicznie. Nie ma co ukrywać, czytelnik zostaje rzucony w wir wydarzeń i jest tak samo pewny kolejnego kroku, co sam Łukasz - czyli praktycznie wcale. Stąd też praktycznie niemożliwym jest przewidzenie, dokąd poprowadzi nas narrator, Pstrucha każe nam myśleć to, co chce, żebyśmy myśleli, by zaraz wrzucić czytelnika na głęboką wodę.
Autor ma zatrważająco lekkie pióro - a najlepszym na to przykładem niech będzie fakt, że prawie 500 stron było dla mnie lekturą na dwa dni. Dosłownie pochłonęłam tę książkę, nie mogąc ani na chwilę się oderwać. A gdy już do tego dochodziło, każda przerwa przynosiła uczucie niepokoju, jakby w czasie nieobecności w świecie Łukasza miały się pojawić nowe ważne poszlaki, które mogłyby nas ominąć. Jedno trzeba przyznać: rzadko trafia się na historię, która tak trzyma w napięciu (do tego stopnia, że musiałam zasłaniać dłonią część strony, by mój wzrok nie przeskoczył akapitu w celu jak najszybszego poznania rozwiązania!).
Nie jest to jednak pozycja pozbawiona wad, choć trzeba przyznać, że nie rzucają się one jakoś bardzo w oczy. Czasami tylko odnosiłam wrażenie, że niektóre wypowiedzi postaci są nieco sztuczne i w gruncie rzeczy nieadekwatne do sytuacji, brakowało mi także rozwinięcia wątku przeszłości Kasi, której poniekąd mogę się domyślać, jednak to nie to samo. Mimo wszystko, finał powieści wbił mnie w fotel, pozostawiając z niekulturalnie otwartymi ustami. Aż ciężko uwierzyć w to, ile wydarzyło się na stronach powieści i ile niepokojących elementów przemycił autor - bo, możecie wierzyć lub nie, ale poruszane są tu nie tylko banalne, czysto sensacyjne kwestie. Moralność mordercy, handel narządami czy ciekawe zaburzenie psychiczne, którego nazwy nie wyjawię, bo zepsuję Wam tylko lekturę.
Może nie jest to książka doskonała (a czy jakikolwiek debiut ma prawo do takiego tytułu?), ale na pewno warta uwagi - choćby dlatego, że wciąga niemiłosiernie i że nie sposób przewidzieć, co czeka nas w kolejnym rozdziale. Myślę, że jest jak najbardziej godna polecenia. ★★★★★★★★☆☆
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Oficynka.
Wyzwanie 2016
3. Książka powyżej 450 stron
5. Książka polskiego autora
6. Pierwsze spotkanie z autorem
16. Debiut autorski
5. Książka polskiego autora
6. Pierwsze spotkanie z autorem
16. Debiut autorski
25. Okładka w kolorach jesieni
Nie słyszałam do tej pory o tej książce, ale fabuła wydaje się być dość ciekawa, a dodatkowo zachęca mnie fakt, że książka tak bardzo wciąga :) I fajnie, że stworzył coś takiego polski autor :) Będę na nią polować.
OdpowiedzUsuńMyślę, że jak najbardziej warto - świetny debiut! :)
UsuńPowieść idealnie dla mnie. B)
OdpowiedzUsuńTo nie ma na co czekać! :D
UsuńTa książka naprawdę brzmi świetnie! Lubię historię z wątkiem amnezji i wydaje mi się, że ta byłaby dla mnie idealna :>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com
Jak najbardziej mogłaby Ci się spodobać, szczególnie, że wraz z odzyskiwaniem pamięci przez bohatera rośnie niepokój, po prostu nie można się oderwać! :D
UsuńA mi właśnie udało się trafić na genialny debiut (chociaż nie przesądzam, bo jestem dopiero za pierwszą jego połową). Poza tym mam np. Agatę Kołakowską, do której lubię wracać i jestem jej wierna już od 2 lat, a jednak jej najnowsze powieści wcale nie zachwycają mnie tak bardzo jak te pierwsze.. Więc należy śledzić i sprawdzać postępy autora, miejmy nadzieję, że się rozwinie, bo ja również mam zamiar przeczytać tą książkę :)
OdpowiedzUsuńhttp://ksiegoteka.blogspot.com/
Oo, pochwal się, co to za książkę czytasz, aż jestem ciekawa! :D
UsuńTo zależy, są autorzy, którzy wraz z upływem czasu się rozwijają, a innym zaczyna brakować pomysłów lub powielają je. A ja bym chętnie poczytała kolejne książki Pstruchy, miejmy nadzieję, że coś jeszcze uda mu się stworzyć! ;)
O samym wydawnictwie usłyszałem dość niedawno od dziewczyny, która ma ich kilka książek. Jest ono chyba dość mało znane, ponieważ ja przez dłuższy czas nie zetknąłem się z ich książkami ;)
OdpowiedzUsuńMuszę chyba kiedyś jej podkraść kilka książek tego wydawnictwa :)
Ja też dopiero niedawno o tym wydawnictwie usłyszałam przy okazji organizowanego Book Tour z ich książką - i muszę przyznać, że coraz bardziej zakochuję się w wydawanych przez nie debiutach, naprawdę! Mają też w sobie trochę świeżości, bo nie są też przewałkowane miliony razy przez media - choć z drugiej strony, szkoda, że nie jest o nich trochę głośniej, bo wiele perełek przemyka pod nosem. ;)
UsuńBardzo intrygująca historia, zwłaszcza motyw z tą amnezją. Muszę ją przeczytać! I jeszcze okładka nie naganna ;) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńhttp://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
Mnie okładka strasznie się spodobała, bo wbrew pozorom idealnie nawiązuje do treści! Polecam, polecam! :)
UsuńNie słyszałam, przyznaję, ale niesamowicie mnie zaciekawił już pierwszy akapit recenzji :) Poza tym, jak już Ci wspominałam, bardzo lubię odkrywać rodzimych autorów, no i mam jakiś sentyment do debiutów. "Pod podłogą" wydaje się nietuzinkowe, usiane emocjami (przynajmniej dla odbiorcy), a do tego niezapomniane, więc jeśli dodać do tego lekki styl, to otrzymamy lekturę, z którą koniecznie się muszę zapoznać. Dopisuję do listy :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Myślę, że wszystkie te określenia idealnie pasują do tej książki - plus jeszcze potężny zastrzyk adrenaliny! ;)
UsuńPierwszy raz słyszę o tej książce. Raczej podziękuję za tą książkę, bo postanowiłam, że będę ograniczać tytuły do przeczytania - ich lista jest już strasznie długa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Doskonale Cię rozumiem, u mnie również lista do przeczytania nie ma końca - ale czasem przyjemnie jest się od niej oderwać i sięgnąć po coś nieplanowanego, można się naprawdę pozytywnie zaskoczyć! :)
UsuńOj ciekawa jestem, co bym pod tą podłogą znalazła.
OdpowiedzUsuńNie znam autora, ale z przyjemnością przeczytałabym jego książki. Lubię powieści, które potrafią wbić czytelnika w fotel, a gdy dochodzi do tego wątek kryminalny, to już jestem w książkowym raju.
Pozdrawiam gorąco,
http://twierdza-dictum.blogspot.com
Myślę, że mogłaby Ci się spodobać ta książka, zwłaszcza że pod podłogą można znaleźć bardzo niepokojącą prawdę. ;)
UsuńBardzo podobna jest ta okładka do "Żaru Prawdy" dlatego na początku przegapiłam Twoją recenzję! Ostatnio tak często piszesz, że ja normalnie zbankrutuję, bo moja lista książek do przeczytania jedynie się wydłuża! Oj Ty zły człowieku, co ze mną robisz :p
OdpowiedzUsuńHaha, co ja poradzę, że ostatnimi czasy trafiam na same perełki? A z tego, co widzę po swojej półce, nie ma co się w najbliższych dniach spodziewać gniotów :D
UsuńSkoro lektura przebiegła tak szybko, to rzeczywiście autor musi ppisac bardzo lekko. Uwielbiam takie książki. Miałam kiedyś podobnie z Cobenem. Też 500 stron i też dwa dni.
OdpowiedzUsuńWielość kwestii poruszanych przez autora torchę mnie zastanawia, bo nie wiem, czy nie jest tego za wiele jak na jedną historię, ale chyba musiałabym sprawdzić sama, jak to jest w praktyce z jego pomysłowością. Może będzie kiedyś okazja ;)
W ogóle ostatnimi czasy mam szczęście do trzymających w napięciu thrillerów, od których nie da się oderwać - przez co kobyłę kończy się w czasie kilku dłuższych przerw w fotelu. Również uwielbiam takie książki, nawet jeśli sama intryga nie jest szczególnie oryginalna; ale to całkowite zatracenie się w lekturze jest czymś niesamowitym!
UsuńWiesz, niby to wygląda na mnogość wątków, ale wbrew pozorom są one ze sobą ściśle związane i stanowią ważną część fabuły i jej rozwiązanie. Całkiem też możliwe, że autor wcale nie miał na celu wszystkich tych tematów poruszyć, a to czytelnicy znajdują trzecie, czwarte, piąte dno :D
Rozumiem, poza tym z drugiej strony w książce o tej objętości faktycznie musi się coś dziać i nie można w każdym rozdziale klepać tego samego.
UsuńJa muszę mieć wolne, żeby tak grubą książkę ogarnąć w krótkim czasie, bo jak człowiek wraca z uczelni, to maksymalnie jest w stanie godzinę dziennie poczytać. Korzystam więc chwilowo z ostatnich dni wolności.
W granicach 500-600 stron jest jeszcze znośnie, bo można książkę wziąć ze sobą - ja w gruncie rzeczy czytam w autobusie (półtorej godziny dojazdu dziennie...), a jak mnie naprawdę wciągnie, to jeszcze coś można doczytać przed snem i jakoś zbliżam się do końca. W sumie, to mogłabym wszystko w autobusie przeczytać; no ale na przykład takiego Sandersona nie ma jak wziąć ze sobą ;)
UsuńJa się tylko z DK odważyłam przy końcówce zabrac do pociągu i... opłaciło się, bo był ponad godzinny postój (kocham PKP <3). A najgrubszą książką, jaką ze sobą woziłam było Starcie królów, ale nie mogłabym sobie odpuścić i nie czytać tego kiedy się tylko dało ;) A miało ponad 800 stron, tylko format mniejszy.
UsuńHaha, tylko książkoholicy cieszą się z opóźnień! :D
UsuńHm, w sumie nie pamiętam, jaka była najgrubsza książka, którą z sobą woziłam, ale przeważnie jest to właśnie coś w granicach 400-600 stron. Chociaż są też wydania, które są stosunkowo cienkie (no, przesadzam), ale mają strasznie ciężki papier - nowe wydanie Gry o tron jest dużo cięższe od DK, mimo że to mniejszy format i mniejsza ilość stron...
Dlatego też ja Grę o tron i kolejne tomy posiadam w wersji z pierwszego wydania, o mniejszym formacie i lżejszym z racji cienkich kartek ;)
UsuńO, to też jakiś sposób - w ogóle niektóre starsze wydania książek są lepsze od tych nowszych pod wieloma względami, lecz, niestety, najczęściej jest tak, że szanse na ich zdobycie są liche...
UsuńBardzo zachęcająca recenzja, podoba mi się nietypowy sposób prowadzenia narracji oraz spora dawka adrenaliny. Z chęcią przeczytam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto! :)
Usuń