„– To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata.(...)
– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus.”
A zatem, pozwól, że upewnię się co do swoich notatek, bo tak chaotycznie to wszystko opowiadasz, że nietrudno się pogubić. Czyli, po kolei: mówisz, że jak tu trafiłeś? A tak, racja, zatrzymano Cię na Patriarszych Prudach, gdy niczym opętaniec łapałeś ludzi i wciskałeś im w dłonie egzemplarze powieści, zaraz... o, mam, Mistrz i Małgorzata. Dwóch funkcjonariuszy zaczęło obserwować Cię już wcześniej i jeżeli wziąć pod uwagę ich zeznanie, rzekomo wybuchałeś śmiechem jeszcze podczas lektury, a zaraz po jej zakończeniu zerwałeś się z ławki i usiłowałeś dokonać włamania na niejaką Sadową 50, skąd po próbie interwencji przedstawicieli prawa rozpoczęła się pogoń za Tobą. Zaczepiłeś o teatr Rozmaitości, gdzie wyśmiałeś w głos obywatela trzymającego czerwońce w dłoni, następnie skierowałeś pościg do Domu Gribojedowa, w którym w restauracji domagałeś się spotkania z Archibaldem Archibaldowiczem, by później trafić już na Patriarsze Prudy.
– Na litość boską, królowo – zachrypiał – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus.”
A zatem, pozwól, że upewnię się co do swoich notatek, bo tak chaotycznie to wszystko opowiadasz, że nietrudno się pogubić. Czyli, po kolei: mówisz, że jak tu trafiłeś? A tak, racja, zatrzymano Cię na Patriarszych Prudach, gdy niczym opętaniec łapałeś ludzi i wciskałeś im w dłonie egzemplarze powieści, zaraz... o, mam, Mistrz i Małgorzata. Dwóch funkcjonariuszy zaczęło obserwować Cię już wcześniej i jeżeli wziąć pod uwagę ich zeznanie, rzekomo wybuchałeś śmiechem jeszcze podczas lektury, a zaraz po jej zakończeniu zerwałeś się z ławki i usiłowałeś dokonać włamania na niejaką Sadową 50, skąd po próbie interwencji przedstawicieli prawa rozpoczęła się pogoń za Tobą. Zaczepiłeś o teatr Rozmaitości, gdzie wyśmiałeś w głos obywatela trzymającego czerwońce w dłoni, następnie skierowałeś pościg do Domu Gribojedowa, w którym w restauracji domagałeś się spotkania z Archibaldem Archibaldowiczem, by później trafić już na Patriarsze Prudy.
Spokojnie, spokojnie, proszę się tak nie zrywać, bo będę zmuszony przywiązać Cię do łóżka. Już? Możemy kontynuować? Świetnie. Co dalej... do kliniki przybyłeś po północy, niestety nie czternastego dnia wiosennego miesiąca nisan, jak to usilnie utrzymujesz... No, no! Jaka była umowa, proszę leżeć! Niech już będzie, w porządku, czternasty dzień, dobrze. Grunt, że cały personel trzeba było zrywać na równe nogi, gdy głośno domagałeś się świadków do poprowadzenia swojej opowieści.
Gdy już ostatnia zaspana pielęgniarka stanęła w drzwiach, zgodziłeś się w końcu rozpocząć streszczenie (choć, obawiam się, że nazwanie tego streszczeniem było sporym eufemizmem) swojej historii. Snułeś opowieść o człowieku... Woland, tak? O człowieku imieniem Woland, prawdopodobnie Niemcu, którego poeta Bezdomny oraz nieboszczyk Berlioz spotkali podczas rozmowy na Patriarszych Prudach. Ów Woland miał rzekomo przewidzieć dekapitację Berlioza, która rozpoczęła serię dziwnych wydarzeń w Moskwie. Wspominałeś o tajemniczych zniknięciach, o spektaklu, po którym panie chodziły boso i w samej bieliźnie, a panowie płacili czerwońcami, które po pewnym czasie zamieniały się w etykiety bądź owady. Mówiłeś również o balu u samego szatana, którego królową była niejaka Małgorzata... ach, ta sama, która walczyła o swojego mistrza - mistrza, autora powieści o Piłacie. Dobrze kojarzę?
I wszystko to wyczytałeś w tym Mistrzu i Małgorzacie. Książce, która, tu cytuję, zauroczyła Cię całkowicie, od której nie mogłeś się oderwać, która niejednokrotnie wywoływała u Ciebie to śmiech, to zdumienie, która pozostanie na zawsze w Twoim sercu i którą czytałeś wielokrotnie - i jeszcze wiele razy czytać będziesz, by móc odkrywać nowe elementy. Książce niebanalnej, o drugim dnie, a jednocześnie zaskakująco lekkiej. Pełnej dynamiki oraz nietuzinkowych postaci.
[Profesor Strawiński porusza się niespokojnie, raz jeszcze lustrując swoje notatki. Bębni palcami o teczkę i spogląda na pogrążonego w zadumie pacjenta. Cisza narasta, zagęszcza się, czasem słychać tylko głosy z pokoju numer 119. W końcu profesor otwiera usta, by poznać odpowiedź na nurtujące pytanie.]
– ...A jednocześnie mówisz, że przeżyłeś to wszystko sam - więc kimże w końcu jesteś?
[Profesor Strawiński porusza się niespokojnie, raz jeszcze lustrując swoje notatki. Bębni palcami o teczkę i spogląda na pogrążonego w zadumie pacjenta. Cisza narasta, zagęszcza się, czasem słychać tylko głosy z pokoju numer 119. W końcu profesor otwiera usta, by poznać odpowiedź na nurtujące pytanie.]
– ...A jednocześnie mówisz, że przeżyłeś to wszystko sam - więc kimże w końcu jesteś?
[Pacjent odwraca głowę do profesora, a na jego twarzy wyrasta uśmiech.]
– Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie czyni dobro.