8.03.2016

„Kolekcja Ringelmanna” Adam Ubertowski

Chłodny umysł kontra namiętności pasjonatów


Dzień jak co dzień. Leżysz na łóżku z wizją miło spędzonego wieczoru na mieście, czekając na guzdrającą się żonę. Jak to jednak w życiu bywa, wskazówki zegara kręcą się coraz szybciej, a żona jak siedzi w łazience, tak siedzi, nie dając większych szans na szybkie wyjście z domu. Ale co to za problem, ten czas można wykorzystać w jakiś ciekawy sposób - najlepiej pogrążając się we wspomnieniach. 

Przypominasz sobie historię sprzed paru lat, kiedy to jako nieszczególnie dobrze prosperujący metateoretyk chwyciłeś się pierwszej poważniejszej oferty niczym tonący brzytwy. Ani zdążysz się obejrzeć, rozpakowujesz walizkę w wielkiej sławy sopockim Grand Hotelu, przygotowując się na wykład dotyczący teorii czasu. Już zacierasz ręce na samą myśl o audytorium pełnym znanych postaci z naukowego świata, gdy zaczyna docierać do ciebie brutalna rzeczywistość - widownię bowiem wypełniają rzesze bliżej nieokreślonych fanatyków, jak się później okazuje, zegarków. Starasz się ukryć rozgoryczenie, w końcu darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, gdy wtem wpadasz na specyficznego jegomościa, niejakiego Ringelmanna, który to w jakże nietuzinkowy sposób przedstawia znaczenie czasomierzy dla ich pasjonatów. Ledwo nabierasz sympatii do ów indywiduum, gdy znajdujesz go martwego w hotelowym pokoju. 

Zamknięty budynek i garstka osób z niepodważalnym alibi - nic dziwnego, że policja zaczyna mieć problemy z ustaleniem sprawcy. Ech, no cóż, czego się nie robi, by pomóc służbom wymierzenia sprawiedliwości.

„Kolekcja Ringelmanna” to typowa powieść dochodzeniowa: dwójka detektywów, w tym jeden z przypadku, krok po kroku zbierają zeznania i odkrywają nowe fakty aż do ostatecznego rozwiązania zagadki, co w gruncie rzeczy dla postronnego czytelnika mogłoby stanowić kwintesencję nudy - i ja sama muszę przyznać, że patrząc z dystansu, ciężko uwierzyć, że jest to książka, przez którą wręcz się płynie. Fabuła z pozoru niepozorna i bez rewelacji, w zupełnie niespodziewanym momencie sprawia, że nie sposób się od lektury oderwać, choć, co absurdalne, nie jest to zainteresowanie wprost proporcjonalne do rosnącego napięcia, bowiem nagle okazuje się, że relacja między bohaterami może przyćmiewać wątek kryminalny!

Bo i postaci są tak sympatyczne, że aż nie sposób ich nie polubić. Poczynając od Figlona tracącego zdolność do racjonalnego myślenia na widok kobiety prezentującej swe wdzięki, przez van Graafa, prymusa szkoły policyjnej, który z miną zbitego psa konfrontuje się z zagadką przekraczającą jego możliwości, po (o dziwo!) Zalewskiego zdradzającego żonę z przygodną kochanką. Ba! Sama Zalewska okazuje się niezłym ziółkiem, gdy dochodzi do odkrycia tajemnicy wyjazdów męża. Podobnie tytułowy Ringelmann, pozostali uczestnicy kongresu czy nawet obsługa hotelowa... O matko, to niemożliwe, by obdarzyć sympatią każdego bohatera pojawiającego się w powieści! A jednak Ubertowskiemu się to udaje - oddaje nam w ręce korowód postaci kreowanych z lekkim przymrużeniem oka, przez co sama konfrontacja z nimi staje się przyjemnością.

Wszak trzeba zauważyć, że nie jest to książka pisana ze zbędnym patosem. Lekkie pióro autora tworzy nie mniej lekką fabułę, która nie dość, że nie wymaga pełnego skupienia, to jeszcze stanowi doskonały sposób na chwilę relaksu. Nie brakuje humoru, który choć czasem wydaje się absurdalny, to stwarza swego rodzaju swojski klimat delikatnej komedii.

Znalazłam jednak parę zgrzytów, jak choćby opisywanie wspomnień Figlona za pomocą narratora wszechwiedzącego mającego dostęp do myśli innych osób, co nieco kłóci się z ogólną ramą, jednak zupełnie nie przeszkadza w ogólnym odbiorze. Tak samo trochę skrzywiłam się na okoliczności wprowadzenia głównego bohatera do prawicy śledczego, bowiem spodziewałam się głębszego spisku, którego ostatecznie znaleźć mi się nie udało. Pozostaje jeszcze kwestia kilku niedomówień, po których jednak mam nadzieję wnosić, że seria doczeka się kontynuacji - bo z wielką chęcią po takową bym sięgnęła.

Mimo iż nie jest to powieść najwyższych lotów i dla wymagającego czytelnika książka mogłaby się wydawać niedopracowana, to jednak nie sposób nie zapałać do niej sympatią. Wciąga, wywołuje uśmiech na twarzy i sprawia, że z przyjemnością śledzi się poczynania bohaterów, dlatego zdecydowanie mogę ją polecić na dłuższy wieczór, ewentualnie dwa. ★★★★★★☆☆☆☆

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Oficynka.


Wyzwanie 2016
1. Opublikowana w 2016 roku
5. Książka polskiego autora
6. Pierwsze spotkanie z autorem
8. Książka, której imię autora zaczyna się na "A" 
25. Okładka w kolorach zimy

11 komentarzy:

  1. Chociaż widzę, że Tobie przypadła do gustu, myślę, że ja na razie się nie podejmę... Nawet bym nie mogła - jak zwykle już milion pozycji czeka w kolejce ;) Chociaż brzmi całkiem zachęcająco.
    Pozdrawiam
    Paulinka
    http://ksiegoteka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że ta książka mogłaby mi przypaść do gustu, jednak nie jest ona moim priorytetem czytelniczym. Poza tym mam spory stosik do przeczytania, więc nie miałabym kiedy pozaglądać za tym tytułem.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z jednej strony trochę szkoda mi czasu na powieść, która dużo nie wniesie i o której szybko zapomnę, ale już w połowie Twojej recenzji doszłam do wniosku, że "Kolekcja Ringelmanna" wpisuje się w moje gusta czytelnicze, nawet jeśli nie jest specjalnie wymagająca. Chętnie przeczytam! Chyba ten nieco absurdalny humor mnie przekonał :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie to wszystko brzmi, ale trochę przestraszyłam się tych wspomnień. Ostatnio też zabrałam się za książkę, w której główny bohater wspomina i rzuciłam ją po 100 stronach, bo była ogromnie nudna. Mam wrażenie, że ta też by mnie wynudziła.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejne książka z Oficynki - fajna pozycja :) Ja muszę kiedyś pożyczyć te kilka co ma dziewczyna i przeczytać, ale za dużo tego do czytania :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Raczej nie przeczytam tej książki, nie jestem jej ciekawa.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie słyszałam co prawda o tej książce, ale całkiem mnie zaciekawiłaś tą recenzją, te zgrzyty mi specjalnie nie przeszkadzają. Co prawda fabuła nie wydaje mi się jakaś szczególnie porywające, jednak tak sympatyczne postaci i przyjemny styl zachęcają mnie wystarczająco. Nie będę jakoś szczególnie tej książki szukała, jednak chętnie przeczytam, jeśli kiedyś wpadnie mi w ręce :)
    Pozdrawiam,
    rude-pioro.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj coś czuje że dla mnie te zgrzyty byłyby nie do przejścia. Ostatnio tylko wybrzydzam w książkach, co się ze mną dzieje haha ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeśli będę miała ochotę na ciekawą pozycje, która mnie rozśmieszy na pewno po nią sięgnę. Tyko nie wiem czy te zgrzyty mi nie będą zbytnio przeszkadzać. Zobaczymy :)
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  10. WYdaje mi się, że godni sympatii bohaterowie to jednak trochę za mało przy z lekka przeciętnej książce. Jakoś mnie do tej powieści nie ciągnie, ale może, gdy kiedyś nadarzy się okazja, to sprawdzę. Może w bibliotece się kiedyś nawinie?

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety kompletnie mnie nie zainteresowała ani po opisie, ani po recenzji... Zwłaszcza, że już czytałam dwie niezbyt pochlebne.

    OdpowiedzUsuń