Dobra, niech będzie, przyznam się. Oczekiwania miałam ogromne, nie mogłam się doczekać lektury, ale gdzieś tam z tyłu głowy towarzyszyła mi myśl, że to na pewno nie będzie tak genialne, jak wszyscy wokół sławią - proszę Was, dwudziestokilkuletnia pisarka? Nagroda The Young Star? Dojrzała fantastyka, a do tego nastoletnia bohaterka? To nie mogło się udać.
A jednak.
A jednak.
Rok 2059. Dziewiętnastoletnia Paige Mahoney pracuje w kryminalnym podziemiu Sajonu Londyn. Jej szefem jest Jaxon Hall, na którego zlecenie pozyskuje informacje, włamując się do ludzkich umysłów. Paige jest sennym wędrowcem i w świecie, w którym przyszło jej żyć, zdradą jest już sam fakt, że oddycha. Pewnego dnia jej życie zmienia się na zawsze. Na skutek fatalnego splotu okoliczności zostaje przetransportowana do Oksfordu – tajemniczej kolonii karnej, której istnienie od dwustu lat utrzymywane jest w tajemnicy. Kontrolę nad nią sprawuje potężna, pochodząca z innego świata rasa Refaitów. Paige trafia pod protektorat tajemniczego Naczelnika – staje się on jej panem i trenerem, jej naturalnym wrogiem. Jeśli Paige chce odzyskać wolność, musi poddać się zasadom panującym w miejscu, w którym została przeznaczona na śmierć.
Najgorszym było wkręcenie się w powieść. Autorka już od pierwszych stron zasypuje nas lawiną informacji, których nie sposób przetworzyć: nie jest się pewnym, o czym się czyta, co w ogóle się dzieje, jak wyobrazić sobie świat przedstawiony. Nie wiadomo, czy narzekać na brak plastycznych opisów, czy na ich nadmiar; czuję się zdezorientowana - i może nieco oszukana? Idzie dość opornie, strasznie się męczę, usiłując złożyć wszystko do kupy, Paige trafia do kolonii karnej, dochodzi do pierwszego spotkania z niejakimi Refaitami... I nagle wszystko zaczyna się rozjaśniać. Pozwalam nieść się historii i nawet nie zauważam, kiedy dochodzę do końca i z niedowierzaniem patrzę na książkę: Czy ja na pewno nie ominęłam dwustu stron? To niemożliwe, by to było już wszystko! Tak, powieść wciąga - jednak warto mieć na uwadze, że mimo wszystko nie od pierwszej strony. Shannon serwuje nam niewiarygodnie skomplikowany świat, rozbudowany niemal do perfekcji - ale rzuca czytelnika w sam jego środek, z jednej strony przygniatając jego rozmiarami, a z drugiej stopniowo wszystko wyjaśniając. Pierwsze, co mi przyszło na myśl po zakończeniu lektury, to chyba to, że książkę dobrze byłoby przeczytać raz jeszcze - tyle że teraz ominęłaby mnie cała ta katorga związana z przedstawieniem rzeczywistości bohaterki i mogłabym się całkowicie oddać akcji.
W wielu recenzjach spotkałam się ze stwierdzeniem, jakoby postaci stworzone przez Shannon miały być bezbarwne i pozbawione charakteru. Szczerze przyznam, że ciężko mi się do tego stwierdzenia odnieść - fakt, może nie zapałałam sympatią do żadnego bohatera poza kilkoma wyjątkami z czystego uporu, bo nie ma też za bardzo w jaki sposób sympatią do nich zapałać. Ludzie pojawiają się i znikają, tu wyjrzą, tam zobaczymy rąbek spódnicy, tu powinno nam być przykro, tam uśmiech ma nam wyrosnąć na twarzy - a jednak nie skupiamy się na ich losach i z uniesioną brwią przyjdzie nam czytać, jak to Paige będzie kogoś bronić, a my w ogóle nie znajdujemy na to wytłumaczenia. Niby kiedy zdążyła się z nim zaprzyjaźnić? Jak? Ale z drugiej strony, nie mogę powiedzieć, bym odczuła jakiś szczególny brak, tak naprawdę mam do tego dość neutralny stosunek. Zresztą, przed nami jeszcze sześć części z cyklu, nie wszystkie karty od razu wyciąga się na stół.
Paige może nie jest bohaterką doskonałą, ale, o dziwo, nie irytowała mnie tak, jak to mają w zwyczaju jej podobne indywidua. Buntowała się aż do znudzenia, zgrywała nie wiadomo kogo, zakochała się w osobniku, w którym nie miała się zakochać - ale ostatecznie odbieram ją pozytywnie, w jej działaniach nie było przesady. A jak już o wątku romantycznym wspomniałam, to: nie, nie, nie i nie! Nie chcę Wam psuć lektury, dlatego nic więcej nie powiem - tyle tylko, że autorka zaserwowała w tym przypadku zalatujący Zmierzchem zabieg i tylko ze względu na mój szacunek do jej wyobraźni jestem jej w stanie to wybaczyć, ale naprawdę było blisko. Co prawda, już po fakcie nie przeszkadzało mi to szczególnie, ale nagle, w jednym akapicie, zburzyła całe moje wyobrażenie o relacji postaci. Zwłaszcza, że byłam święcie przekonana o związku bohaterów na zasadzie mistrz i uczeń, ewentualnie równych sobie partnerów - a jak zwykle dostałam zakazaną miłość... ale wiecie co? Chyba pierwszy raz jestem ciekawa, co też z tego wyniknie, a to się rzadko u mnie zdarza.
Swoją drogą, ciekawą sprawą w powieści jest czas - pod koniec byłam święcie przekonana, że akcja książki toczyła się może ze dwa tygodnie, góra trzy. Tymczasem okazuje się, że było to pół roku. Jak to? Ale gdzie? Kiedy? Czy to kwestia wciągnięcia się w lekturę? Nie pytajcie, sama nie jestem w stanie na te pytania odpowiedzieć.
Chciałabym również poruszyć kwestię wydania. Co do wersji wizualnej, nie mam żadnych zastrzeżeń, tłumaczom również chylę czoła, ale przyczepiłabym się troszeczkę do edycji. Dziesiątki literówek, zamiany kropek na przecinki, brak myślników, źle wcięte akapity, w dialogach niekiedy szło się pogubić, bo nie wiadomo było, co jest jeszcze wypowiedzią, a co didaskaliami. Książka na pewno doczeka się jeszcze jednego wydania (jak nie więcej) i mam nadzieję, że w kolejnym wszystko to zostanie poprawione - bo niszczy to nieco obraz całości lektury.
Generalnie do książki mam nieco ambiwalentny stosunek - z jednej strony mi się podobała, nie mogłam się oderwać, a wykreowany świat naprawdę zrobił wrażenie, z drugiej jednak, nie było to też do końca to, czego oczekiwałam i jednak zalatywało w pewnych kwestiach lekko młodzieżówką (choć faktycznie nie ewidentnie). Mimo wszystko nie wyobrażam sobie, bym miała ocenić Czas żniw na mniej niż osiem gwiazdek. To naprawdę kawał dobrej fantastyki, polecam każdemu! ★★★★★★★★☆☆
[opis wydawnictwa]
Najgorszym było wkręcenie się w powieść. Autorka już od pierwszych stron zasypuje nas lawiną informacji, których nie sposób przetworzyć: nie jest się pewnym, o czym się czyta, co w ogóle się dzieje, jak wyobrazić sobie świat przedstawiony. Nie wiadomo, czy narzekać na brak plastycznych opisów, czy na ich nadmiar; czuję się zdezorientowana - i może nieco oszukana? Idzie dość opornie, strasznie się męczę, usiłując złożyć wszystko do kupy, Paige trafia do kolonii karnej, dochodzi do pierwszego spotkania z niejakimi Refaitami... I nagle wszystko zaczyna się rozjaśniać. Pozwalam nieść się historii i nawet nie zauważam, kiedy dochodzę do końca i z niedowierzaniem patrzę na książkę: Czy ja na pewno nie ominęłam dwustu stron? To niemożliwe, by to było już wszystko! Tak, powieść wciąga - jednak warto mieć na uwadze, że mimo wszystko nie od pierwszej strony. Shannon serwuje nam niewiarygodnie skomplikowany świat, rozbudowany niemal do perfekcji - ale rzuca czytelnika w sam jego środek, z jednej strony przygniatając jego rozmiarami, a z drugiej stopniowo wszystko wyjaśniając. Pierwsze, co mi przyszło na myśl po zakończeniu lektury, to chyba to, że książkę dobrze byłoby przeczytać raz jeszcze - tyle że teraz ominęłaby mnie cała ta katorga związana z przedstawieniem rzeczywistości bohaterki i mogłabym się całkowicie oddać akcji.
W wielu recenzjach spotkałam się ze stwierdzeniem, jakoby postaci stworzone przez Shannon miały być bezbarwne i pozbawione charakteru. Szczerze przyznam, że ciężko mi się do tego stwierdzenia odnieść - fakt, może nie zapałałam sympatią do żadnego bohatera poza kilkoma wyjątkami z czystego uporu, bo nie ma też za bardzo w jaki sposób sympatią do nich zapałać. Ludzie pojawiają się i znikają, tu wyjrzą, tam zobaczymy rąbek spódnicy, tu powinno nam być przykro, tam uśmiech ma nam wyrosnąć na twarzy - a jednak nie skupiamy się na ich losach i z uniesioną brwią przyjdzie nam czytać, jak to Paige będzie kogoś bronić, a my w ogóle nie znajdujemy na to wytłumaczenia. Niby kiedy zdążyła się z nim zaprzyjaźnić? Jak? Ale z drugiej strony, nie mogę powiedzieć, bym odczuła jakiś szczególny brak, tak naprawdę mam do tego dość neutralny stosunek. Zresztą, przed nami jeszcze sześć części z cyklu, nie wszystkie karty od razu wyciąga się na stół.
Paige może nie jest bohaterką doskonałą, ale, o dziwo, nie irytowała mnie tak, jak to mają w zwyczaju jej podobne indywidua. Buntowała się aż do znudzenia, zgrywała nie wiadomo kogo, zakochała się w osobniku, w którym nie miała się zakochać - ale ostatecznie odbieram ją pozytywnie, w jej działaniach nie było przesady. A jak już o wątku romantycznym wspomniałam, to: nie, nie, nie i nie! Nie chcę Wam psuć lektury, dlatego nic więcej nie powiem - tyle tylko, że autorka zaserwowała w tym przypadku zalatujący Zmierzchem zabieg i tylko ze względu na mój szacunek do jej wyobraźni jestem jej w stanie to wybaczyć, ale naprawdę było blisko. Co prawda, już po fakcie nie przeszkadzało mi to szczególnie, ale nagle, w jednym akapicie, zburzyła całe moje wyobrażenie o relacji postaci. Zwłaszcza, że byłam święcie przekonana o związku bohaterów na zasadzie mistrz i uczeń, ewentualnie równych sobie partnerów - a jak zwykle dostałam zakazaną miłość... ale wiecie co? Chyba pierwszy raz jestem ciekawa, co też z tego wyniknie, a to się rzadko u mnie zdarza.
Swoją drogą, ciekawą sprawą w powieści jest czas - pod koniec byłam święcie przekonana, że akcja książki toczyła się może ze dwa tygodnie, góra trzy. Tymczasem okazuje się, że było to pół roku. Jak to? Ale gdzie? Kiedy? Czy to kwestia wciągnięcia się w lekturę? Nie pytajcie, sama nie jestem w stanie na te pytania odpowiedzieć.
Chciałabym również poruszyć kwestię wydania. Co do wersji wizualnej, nie mam żadnych zastrzeżeń, tłumaczom również chylę czoła, ale przyczepiłabym się troszeczkę do edycji. Dziesiątki literówek, zamiany kropek na przecinki, brak myślników, źle wcięte akapity, w dialogach niekiedy szło się pogubić, bo nie wiadomo było, co jest jeszcze wypowiedzią, a co didaskaliami. Książka na pewno doczeka się jeszcze jednego wydania (jak nie więcej) i mam nadzieję, że w kolejnym wszystko to zostanie poprawione - bo niszczy to nieco obraz całości lektury.
Generalnie do książki mam nieco ambiwalentny stosunek - z jednej strony mi się podobała, nie mogłam się oderwać, a wykreowany świat naprawdę zrobił wrażenie, z drugiej jednak, nie było to też do końca to, czego oczekiwałam i jednak zalatywało w pewnych kwestiach lekko młodzieżówką (choć faktycznie nie ewidentnie). Mimo wszystko nie wyobrażam sobie, bym miała ocenić Czas żniw na mniej niż osiem gwiazdek. To naprawdę kawał dobrej fantastyki, polecam każdemu! ★★★★★★★★☆☆
Na mnie "Czas Żniw" zrobił piorunujące wrażenie. Za "Zakon Mimów" jeszcze się nie zabrałam, ale zamierzam to zrobić w najbliższym czasie. :)
OdpowiedzUsuńOjej, nie słyszałam o tej książce, napisała ją tak młoda autorka? I taka wysoka ocena? Na pewno będę się rozglądać! :))
OdpowiedzUsuńW przyszłości planuję przeczytać tę książkę. Również słyszałam o niej strasznie dużo dobrego i mam nadzieję, iż to w ostateczności nie sprawi, że się rozczaruję...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Brzmi ciekawie. Chyba nas zaciekawiłaś nią :)
OdpowiedzUsuńBuziaczki! ♥
Zapraszamy do nas :)
rodzinne-czytanie.blogspot.com
Niedawno dopiero natknęłam się na tę książkę i początkowo nie zwróciłam na nią większej uwagi, ale.. ale może jednak warto :) Skoro to kawał dobrej fantastyki, to chyba dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńChyba każdy ma na początku problem z wkręceniem się w "Czas żniw". Pierwsze rozdziały były trudne, ale z czasem wkręciłam się w historię i niczego mi w niej brakowało. "Zakon Mimów" jeszcze przede mną, ale nie wyobrażam sobie, bym go nie przeczytała. :)
OdpowiedzUsuńTak, ja też miałam problem z ogarnięcia tego wszystkiego na początku. Autorka wrzuca nas do świata, o którym niewiele wiemy, a zewsząd natrafiamy na nowe informacje. Tego było dużo, ale jak się już przez to przebrnęło to potem było już z górki. "Zakon mimów"przeczytałam zaraz po "Czasie żniw" chciałam być na bieżąco, bo gdybym odłożyła to w czasie zapewne znowu bym się gubiła. Druga część podobała mi się i odebrałam ją odrobinę inaczej. Świat już poznałam, więc mogłam się skupić na reszcie, dlatego Zakon mimów oceniam na równi z Czasem żniw lub nawet odrobinę lepiej. Chyba za zakończenie, które było dla mnie zaskakujące. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTeż byłam zdziwiona, że tak młoda osoba mogła napisać coś takiego, ale wyszło, i to naprawdę dobrze. Najbardziej lubię w tym cyklu to, że, jak się okazuje, można napisać książkę o porządnie wykreowanym, bogatym świecie, a przy tym nie zanudzić czytelnika. ;) "Zakon Mimów" podobał mi się nieco mniej - jest dużo bardziej zwyczajny i przyziemny, ale nadal wciągający. No i to zakończenie...
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam, ale jestem pewna że to nadrobię- słyszałam o tej książce wiele pozytywnych opinii, zresztą zawsze gdy słyszę słowo "dobra fantastyka" to od razu wiem, że książka na sto procent trafi w moje ręce :D Pozdrawiam :) /Klaudia
OdpowiedzUsuńMam już na półce, więc wprost nie mogę się doczekać, aż zacznę czytać :) Bardzo ciekawa recenzja. Mam nadzieję, że książka spodoba mi się tak samo jak tobie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Julia!
countrywithbooks.blogspot.com
+świetny blog, obserwuję!
Gdzieś już słyszałam o tej książce, ale nie miałam okazji nigdy jej przeczytać, ale może niedługo po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LBA!
http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2016/01/liebster-blog-award-2.html
Chciałam kupić na nocnej promocji -30% na wszystko w matrasie, ale jak na złość, wyprzedała się :( mam chrapkę na tę książkę, ale obym się nie rozczarowała! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie na nową recenzję,
Przerwa na książkę
Czytałam "Czas żniw" już jakiś czas temu (patrz: listopad 2015 :p) i książka bardzo mi się nie spodobała. Wciągnęła, choć faktycznie nie od pierwszych stron. I nawet ten nieszczęsny wątek romantyczny mi się spodobał! Nie miałam okazji czytać "Zakonu mimów", ale czytałam wiele opinii, że jest jeszcze lepszy od "Czasu żniw". Pozostaje się tylko o tym przekonać na własne "oczy" (wyobraźni). ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno jeszcze w tym roku przeczytam i podzielę się opinią :)
OdpowiedzUsuńJestem jej bardzo ciekawa, ale obawiam się początku i tego całego nie rozumienia fabuły - mam na tym punkcie jakąś obsesję. Nie cierpię, kiedy nie wiem o co chodzi, ale spróbować nie omieszkam :)
OdpowiedzUsuńMam bardzo podobne zdanie do twojego. Na początku trudno było mi zrozumieć, o co w ogóle chodzi, ale autorka ma naprawdę bogatą wyobraźnię. Wątek romantyczny jak dla mnie jest tutaj totalnie od czapy — myślałam, że relacja pozostanie na poziomie mistrz-uczeń. Przeszkadzały mi też trochę dłużyzny, ale na szczęście w drugim tomie jest ich mniej. :)
OdpowiedzUsuńDokładnie! Już myślałam, że to będzie oryginalna na swój sposób relacja, a tu bach - wątek miłosny. Oj, ciężko było to przeżyć. :D
UsuńWszyscy tak polecają, a ja nadal nie czytałam. W końcu musze to przeczytać, bo po takiej recenzji to aż grzech ;)
OdpowiedzUsuńhttp://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/
Ostatnio dość dużo słyszę o tej książce, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych opinii, ale teraz trochę zniechęciły mnie te błędy w druku. Może kiedyś przy okazji przeczytam, ale jak na razie mam dużo innych lektur :)
OdpowiedzUsuńGdybym wcześniej została uprzedzona o tych błędach, też prawdopodobnie odpuściłabym sobie lekturę - ale z drugiej strony byłaby to jednak strata, bo książka naprawdę jest warta uwagi. :)
UsuńNiekoniecznie mnie do niej ciągnie. Zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńNo tak, w sumie też kiedyś myślałam, ze to nie może być aż tak genialne, ale koleżanka zachwalała tę książkę do tego stopnia, że planuję się zapoznać z tą serią.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja :) Na chwilę obecną nie ciągnie mnie do tej pozycji, ale może kiedyś się przekonam, sama historia wydaje się mieć potencjał. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTe błędy były koszmarne, miałam ochotę wszystkie popodkreślać, ale byłoby tego za dużo. Niestety w drugim tomie ich też nie brakuje. Jak pożyczyłam tę książkę przyjaciółce to pękała ze śmiechu z niektórych literówek. Nie zmienia to jednak faktu że bardzo polubiłam tę książkę za to, że jej świat jest taki skomplikowany. Wreszcie nie wszystko jest podane na tacy :D
OdpowiedzUsuńOjej, myślałam, że to taka jednorazowa wpadka... a to ciekawe, pierwszy raz się spotykam, by w książce było tyle błędów, tak jakby edytor postanowił wziąć wolne. :P
UsuńTą książkę mam w planach i nie mogę się doczekać, aż ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mam tę książkę w planach. Może w tym roku? :) Pewnie po kolejną część też sięgnę, bo jednak jak zaczynam czytać jakąś serię, cykl to chcę ją kiedyś zakończyć :)
OdpowiedzUsuńA ja jakoś nie mogę się zabrać za tę książkę i chyba skończy się na tym, że jej nie poznam...
OdpowiedzUsuńTrzeba będzie nadrobić lekturę :)
OdpowiedzUsuńKSiażka całkowicie wypadła mi z głowy, choc swego czasu bardzo duzo o niej slyszalma.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na nową recenzję:
http://kruczegniazdo94.blogspot.com
+obserwje.
Watek miłosny.... :( Dlaczego w każdej książce jest wątek miłosny się pytam :(
OdpowiedzUsuńAle ogółem zaczęłaś tak ciekawie, że post zleciał mi bardzo szybko. :D
PS> Nie wolno mi grozić :( Tak, twój komentarz do ostatniego posta odbieram jako groźbę :D )
No właśnie nie wiem! Chociaż, znam wiele książek, które nawet na oczy nie widziały wątku miłosnego - ale są to jednocześnie tak zwane książki widmo, o których nikt nie słyszał, więc coś za coś.
UsuńHehe :D
Bardzo ciekawi mnie ta książka. Koniecznie w końcu muszę ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńO, spotkałam tę książkę już na wielu blogach. I Tobie też się podoba! Nie żeby coś tego, ale jednak Twoje zdanie ma dla mnie spore znaczenie ;P. I muszę tylko napisać, że wstrzymam się póki co tylko dlatego, że przeraziłaś mnie wizją źle edytowanej książki... serioooo? No dobra, wyjaśnij mi tez o co chodzi z tym "Zmierzchem", bo sprawa mnie nieco niepokoi ;D
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z Po drugiej stronie książki od Książniczki
Nooo, generalnie to jest bardzo okropne z tego względu, że bohaterka zaczyna interesować się istotą innego gatunku, która jest elegancka i dystyngowana, ale często wraca po nocach ledwo żywa i we krwi (o ile można w tym przypadku użyć określenia krew). A dziewczyna, chociaż się buntuje et cetera, to jednak sama z siebie opatruje mu rany. Ech. Ale to tylko wątek i w sumie nie jest jakiś straszny, bo z początku mi się to podobało - jako że myślałam, że będzie to relacja mistrz-uczeń. No, ale kiedy przestała być... :P
UsuńObie części mam, lecz jeszcze nie przeczytane :( mam nadzieję, że nadrobię to jak najszybciej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Słyszałam o tej książce dużo dobrego, niestety nie miałam jeszcze okazji po nią sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ;)
bookowe-love.blogspot.com