„Świat bez słów wyglądałby inaczej.”
Liesel Meminger swoją pierwszą książkę kradnie podczas pogrzebu młodszego brata. To dzięki „Podręcznikowi grabarza” uczy się czytać i odkrywa moc słów. Później przyjdzie czas na kolejne książki: płonące na stosach nazistów, ukryte w biblioteczce żony burmistrza i wreszcie te własnoręcznie napisane… Ale Liesel żyje w niebezpiecznych czasach. Kiedy jej przybrana rodzina udziela schronienia Żydowi, świat dziewczynki zmienia się na zawsze…
[opis wydawnictwa]
Jestem całkowicie zdruzgotana. Zusak wszedł z butami do mojej biblioteki pedantycznie poukładanych emocji, wywrócił wszystkie regały, pourywał grzbiety, potargał kartki na setki drobnych kawałków i na koniec rzucił zapałkę. Panie i Panowie, przedstawiam Wam pierwszą książkę w moim życiu, przy której płakałam. Łzy żłobiły koryta w moich policzkach, gdy wpatrywałam się w tylną okładkę, nie będąc w stanie pojąć, co dalej zrobić ze swoim życiem.
Nie będzie przesadą, gdy powiem, że Złodziejka książek już od dłuższego czasu pląta mi się po życiorysie. Po raz pierwszy usłyszałam o niej najprawdopodobniej przed czterema, pięcioma laty, gdy z podnieceniem opowiadano mi historię ukrytą w tajemniczym woluminie okraszonym szkicem danse macabre. Wyobraźnia już wtedy podsuwała mnóstwo obrazów, a już szczególnie, gdy tytuł w bibliotece widniał pod znakiem „wiecznie wypożyczone”. W pewnym momencie cichutko zeszłam ze sceny i pozwoliłam kwitnąć mitowi Złodziejki gdzieś na trzecim planie, aż nagle przypomniałam sobie o niej, gdy w kinach pojawiła się ekranizacja. O nie, nie ma mowy, bym obejrzała film bez wcześniejszej lektury! Gdy w końcu, zdesperowana, zaczęłam skłaniać się ku zakupowi własnego egzemplarza, zdałam sobie z niepokojem sprawę, że księgarnie obległy wydania z okładką filmową. Ani przez chwilę nie brałam pod uwagę wzięcia w posiadania innej wersji niż tej z dziewczynką i kostuchą w tańcu - stąd moje poszukiwania były długie i bezowocne, dopóki nie odkryłam cudowności księgarni internetowych. W momencie, w którym wyciągnęłam tak długo oczekiwaną książkę z paczki, poczułam, że wreszcie jedna z wielu życiowych misji została dopełniona.
Spytacie z pewnością, jak rosnące przez lata oczekiwania wobec tytułu spotkały się z rzeczywistością? Nie ma co ukrywać, że spodziewałam się nieco innej historii - tak to już jest, gdy na własną rękę pielęgnujesz zasłyszaną myśl, dopisując do niej własne pomysły, i pozwalasz jej kiełkować. Pierwsze rozdziały dały mi do zrozumienia, że wyhodowałam potężne drzewo, jednak każda kolejna strona zmieniała ogromną roślinę w rachityczną sadzonkę, z której wyrosły nowe, świeże, zdrowe pędy. Losy Liesel, opisywane z punktu widzenia Śmierci, wręcz pochłaniają. Narrator nas nie oszczędza - gdy zaczynasz czuć znużenie, wychodzi nieco w przyszłość, by od niechcenia dodać, że opisywany właśnie bohater za miesiąc zginie. Siłą rzeczy ciekawość wierci dziurę w brzuchu i nie sposób się oderwać od lektury. To sprawia, że książka ma strukturę koła; już na samym początku poznasz jej koniec, znajdziesz odwołania do przyszłych wydarzeń, co choć niektórych może irytować, to moim zdaniem jest zrobione perfekcyjnie. Po pierwsze, ze względu na narratora, który prowadzi narrację na sposób opowieści, gawędy. Każde jego zdanie, im krótsze, tym bardziej jest przesycone napięciem, im prostsze, tym więcej można się w nim doszukać. Śmierć siedzi z duszami na dachu krematorium w Dachau - kropka. A głowa pełna refleksji. Po drugie, taka konstrukcja fabuły świadczy o tym, że całość historii wydaje się pełna, ale jakże rzeczywista - obserwujemy bohaterów w sposób, jakbyśmy ich znali od dawna, tylko ktoś dopowiada nam ich przygody, o których dotychczas nie słyszeliśmy.
Bohaterowie są tak niezwykle realni, że nie sposób im narzucić jakiejkolwiek sztuczności, czego troszeczkę się bałam po latach siedzenia w literaturze wojennej i obozowej, głównie literaturze faktu. Nie ma żadnej postaci, do której nie poczułabym sympatii. Zusak pokazuje nam niemieckie społeczeństwo w czasach III Rzeszy, tym samym udowadniając jeden z oczywistych faktów często niedostrzeganych - nie każdy Niemiec był nazistą, nie każdy nazista wierzył w ideologię, a ci, co wierzyli, niekoniecznie mogli poddawać ją refleksji.
Tak naprawdę o Złodziejce książek mogłabym pisać godzinami. To jednak, co chcę przekazać, można wyrazić jednym zdaniem: jest to historia tak niezwykła, że nawet sobie nie wyobrażam, byście mieli jej nie przeczytać. Polecam dosłownie wszystkim, bo każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
★★★★★★★★★★