18.12.2015

„Gwiazd naszych wina” John Green

Tak, dobrze przeczytaliście. Oto medyk, przeciwniczka wszelkiego New Adult, stroniąca od wszystkiego, co zostało zaszufladkowane do literatury młodzieżowej wraz z szumną informacją o kolejnym bestsellerze New York Timesa, jest świeżo po lekturze legendarnego Johna Greena w jeszcze bardziej legendarnej książce, która podbiła serca miliona zarówno nastolatków, jak i nieco starszych czytelników na całym świecie - Gwiazd naszych wina. Trzymając w dłoni stosunkowo ładną okładkę, muszę przyznać, że...


...ale najpierw potrzymam Was w niepewności, by tym, którzy jeszcze o tym tytule nie słyszeli, przybliżyć nieco zarys fabuły. A zatem poznajcie Hazel - zwykłą szesnastolatkę, która w wolnym czasie czyta na okrągło Cios udręki Petera van Houtena i ogląda America's Next Top Model. Niczym się nie wyróżnia od setek rówieśników - no, może tym drobnym szczegółem, że choruje na raka. Na jednym z nieprawdopodobnie nudnych spotkań grupy wsparcia, dziewczyna dostrzega na sobie wzrok nowego chłopaka - niejakiego Augustusa Watersa, który diametralnie odmienia życie Hazel. Wspólny taniec na granicy przepaści zwanej nowotworem, spełnianie ostatnich marzeń i śmiech przez łzy. „To nie jest książka o raku, bo książki o raku to lipa”, cytując van Houtena. Ale czy miał rację?

Trzymając w dłoni stosunkowo ładną okładkę, muszę przyznać, że jestem całkiem pozytywnie zaskoczona. Co prawda, nie rzucam wszystkiego na rzecz Greena, któremu po raz pierwszy udało się mnie czymś w tym gatunku zaskoczyć, jednak przyznaję - nie każde New Adult to schemat zamknięty w tragizm ze szczyptą cukierkowatości.

Historia dwójki młodych ludzi, którzy przez swój stan zdrowia powinni wywoływać litość i tym samym niecnie chwytać za serca przypadkowych czytelników (powinni, ale ku memu ogromnemu zdziwieniu to nie rak czyni z nich jednostki charyzmatyczne - choć pewnie podświadomie otrzymują jakąś tam taryfę ulgową), wywołuje uśmiech na twarzy. Można by pomyśleć, że para ta do złudzenia przypomina Shakespeare'owską tragedię, która w tym przypadku opiera się nie na złych nazwiskach, co chorobie. Tymczasem istotnie można zgodzić się z van Houtenem - ich miłość nie jest przyćmiewana przez niekontrolowanie dzielące się komórki. To uczucie bez żadnych ograniczeń. Brzmi tandetnie? Może i tak - ale ze wstydem przyznam, że gdzieś tam głęboko oczekiwałam zakończenia z Romea i Julii. Tymczasem nie uwierzycie, jednak moim największym zaskoczeniem było to, że książka skończyła się tak, jak to dzieje się w życiu. A to się ceni.

Bohaterowie są nadzwyczaj szczerzy w swoim zachowaniu i tym samym wiarygodni, nawet jeśli Hazel zdarzało się być niezwykle irytująca (czy jakakolwiek bohaterka w tym gatunku mnie kiedyś nie irytowała?) - ale niech mnie, przecież ja też nie byłam szesnastolatką idealną! Co prawda, powinnam rzucać książką o ściany, krzycząc z rozpaczy nad pewnymi przewidywalnymi zagraniami - a jak nie przewidywalnymi, to co najmniej powodującymi wznoszenie oczu ku niebu i tarmoszenie okładki wraz ze słowem przesada pojawiającym się na ustach - ale z drugiej strony.... cholera, Bonusy Rakowe.

Nie będzie niczym niezwykłym, gdy dodam, że autor ma dość lekkie pióro bez skłonności do daleko posuniętej kwiecistości (Pierwsza Zasada Bycia Pisarzem NA) - natomiast Gwiazd naszych wina można niejako traktować jako skarbnicę cytatów. Do pewnego momentu to jest całkiem interesująca zabawa w wyszukiwanie zdań, które z całą pewnością setki ludzi będą miały w ulubionych, ale w końcu to coelhizowanie zaczyna to być męczące. Ileż można wkładać w usta bohaterów kolejne Wielkie Zdania?

Podsumowując, mam nieco mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony była miłym oderwaniem od rzeczywistości, dając nieco do myślenia, ale z drugiej, Green nie wyszedł zbytnio poza ramy swojego gatunku, wykorzystując trochę kiczowatych zagrań - i wybaczcie, ale zdanie o zakładaniu prezerwatywy zdmuchnęło bez pardonu ostatni płomyczek tlącej się nadziei (to jest wymagane w Stanach, by w scenach stosunku nieletnich wspominać o zabezpieczeniu? Jeśli tak, jako szanujący się autor próbowałabym oszukać cenzurę - albo przynajmniej z tych scen zrezygnować). Generalnie mogę polecić, bo jest to dobra książka, która zmusi do przemyśleń, a i miło można przy niej spędzić czas.

Tym razem wyjątkowo mam problem z oceną. Coraz częściej zaczynam sobie zdawać sprawę z tego, jak ciężko jest zamknąć ocenę książki w określonych ramach - bo z jednej strony siedem to za dużo, z drugiej sześć jednak za mało. Niech już stracę: ★★★★★★★☆☆☆

42 komentarze:

  1. Mi ta książka się podobała, ale i tak bardziej lubię "19 razy Katherine". W "Gwiazd naszych wina" język Greena wydawał mi się najbardziej swobodny, a w innych książkach tej swobody moim zdaniem zabrakło. Nie zmienia to jednak faktu, że Green ma taki specyficzny styl i coś, co przynajmniej mnie, w jego twórczości intryguje - taki "greenowski" specyficzny klimat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie słyszałam, że 19 razy Katherine jest jedną ze słabszych książek Greena. Myślę jednak, że moja przygoda z tym autorem to raczej veni, vidi, vici - nie przekonał mnie do siebie jakoś szczególnie, ale przynajmniej już wiem, o co chodzi. ;)

      Usuń
  2. Książkę czytałam i podobała mi się :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam tę książkę jakiś czas temu i zgadzam się, że autor ma naprawdę lekkie pióro, co więcej była to naturalnie ukazana historia. Jednak mnie samej zabrakło większej ilości emocji - po prostu nie czułam tego tak, jak inni. ;)
    Pozdrawiam
    A.

    http://chaosmysli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, zdecydowanie czegoś mi w tej książce zabrakło - wszyscy mówili, że to wyciskacz łez, podczas gdy ja nie zostałam aż do tego stopnia poruszona... Choć może to tylko ja jestem taka twarda jak głaz i mało rzeczy mnie rusza. ;)

      Usuń
  4. Ja książkę uwielbiam, chociaż sądzę, że Szukając Alaski tego autora jest dużo lepsze i serdecznie polecam. Pozdrawiam ♥
    http://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś sięgnę, ale póki co raczej nie czuję się na tyle przekonana, by przeczytać pozostałe powieści autora. ;)

      Usuń
  5. "Gwiazd naszych wina" to pierwsza książka tego autora, którą przeczytałam. Powiem szczerze, że chyba nigdy w tak szybkim tempie niczego nie pochłonęłam. Cudowna historia pełna delikatnej miłości. Uwielbiam pana Greena i zaraz oszaleję, jeśli nie wyda kolejnego hitu! :)

    Pozdrawiam,
    http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2015/12/dzien-18-w-sniezna-noc-cz1.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :) Co do tego, to jak najbardziej się zgadzam - książkę wręcz się pochłania!

      Usuń
  6. Chyba trudno tej książki nie znać. Czytałam ją z 1,5 roku temu i przyznam spodobała mi się, jest najoryginalniejszą historią Greena, później wszystkie wydają mi się niesamowicie schematyczne, a szkoda. GNW cenię właśnie za zakończenie, przyznam że zaskoczyło mnie i to nieźle, udało mi się przeżyć bez spojlerów (cud) no i oczywiście niektóre cytaty są niesamowite, dlatego mam tę książkę w angielskim wydaniu ^^
    find-the-soul.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tak mówisz, to tylko bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że lepiej dla Greena, bym więcej jego książek nie czytała - niech pozostawi po sobie stosunkowo dobre wrażenie wraz z GWN. ;)

      Usuń
  7. Ja pamiętam, że na mnie zrobiła ogromne wrażenie, naprawdę nie spodziewałam się tyle emocji po książce YA. Do tego przeryczałam kilka ostatnich stron. Zgadzam się co do zakończenia - tak dzieje się w życiu i ja też je doceniam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. W tej historii jest to coś. Może to przez zakończenie, które jest prawdziwe. Może chodzi o bohaterów, nie byli banalni to trzeba przyznać. Ogólnie książkę czytałam dosyć dawno temu, jeszcze przed ekranizacją. Mam pozytywne odczucia co do tej powieści:) Pozdrawiam!
    Ich perspektywy

    OdpowiedzUsuń
  9. A jednak GNW ma w sobie to coś, skoro książka pozytywnie Cię zaskoczyła i miło spędziłaś przy niej czas (nawet jeśli wyłapałaś kilka minusów) :D Ja zdecydowanie bardziej wolę Szukając Alaski.

    OdpowiedzUsuń
  10. A mnie właśnie ta książka mocno rozczarowała! Najtrafniejszym komentarzem są tak naprawdę słowa mojej siostry "wiesz co, to chyba dla młodszych". A moja siostra jest ode mnie młodsza o trzy lata. Nie "czułam" tych bohaterów. W dodatku jestem własnie po lekturze "Bożonarodzeniowego cudu pomponowego" i tam w sumie jest ta sama zagrywka - wysilanie się na żarciki na każdej stronie i przewidywalność od pierwszej strony.
    Nie mój typ chyba i tyle.

    Buziaki
    od Książniczki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej jestem w stanie zrozumieć Twój punkt widzenia - bo dla mnie to też nie była historia życia. Stosunkowo przewidywalna, schematyczna, nie wystająca poza ramy gatunku - no ale z drugiej strony jednak czytało mi się ją dość przyjemnie, a i muszę przyznać, że czasami zdarzało się bohaterom chwytać mnie za serce. ;)

      Usuń
  11. Ja w tej książce się zakochałam, ale z każdą kolejna Greena... jakoś mi się odechciewa. Po prostu wszystkie te historie są tak naprawdę takie samie. Niemniej jednak Gwiazd naszych wina najbardziej mi się podobała ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja już i tak czytać nie zamierzam, bo oglądałam film i mam zaspoilerowane wszystkie rzeczy, które powinny czytelnika zaskoczyć. Mimo że Greena lubię i jego inna książka mi się podobała, to chyba jednak ją sobie odpuszczę. A Twoja recenzja pokazuje, że nie jest ona pozbawiona wad.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na recenzję "Rywalek"!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego też ja skorzystałam z odwiecznej zasady najpierw książka, później film - ale wynikło z tego tyle, że po film i tak raczej nie sięgnę. ;)

      Usuń
    2. Powiem Ci, że film zazwyczaj wydaje się bardzo dobrych dla tych, którym książka nie przypadła do gustu, a słaby dla tych, którzy pokochali powieść :)
      Jeżeli chodzi o moje odczucia, to ekranizacja jest bardzo dobra i wzruszająca, ale nie wylałam przy niej morza łez ani nie zapamiętałam tego filmu na długo. A aktor grający Gusa najzwyczajniej w świecie mnie irytował, zresztą Shailene Woodley również nie należy do moich ulubionych aktorek. Chyba najlepiej w tym wszystkim zagrał Nat Wolff, choć rolę bardzo drugoplanową i prawie niewidoczną. Ale i tak możesz sobie obejrzeć w wolnej chwili, bo można się odprężyć :)

      Usuń
    3. O, mówisz? Ale sądzę, że i tak sobie odpuszczę, bo Woodley szczerze nie znoszę. Chociaż zauważyłam, że van Houtena gra taki okropny typek, który w Dzikości serca był obrzydliwym facetem, więc może... :D

      Usuń
  13. Jeszcze nie czytałam, ale mam ochotę, bo nie miałam jeszcze w ogóle styczności z twórczością Greena :) W dodatku fakt, że oceniasz ją tak dobrze, również wpływa na stopień mojego zaciekawienia tą książką :D Pozdrawiam! /Claudie

    http://odkawywoleksiazke.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że przeciętnym zjadaczom chle... książek na pewno się spodoba - to raczej nie jest mój ulubiony gatunek, choć przyznać trzeba, że dla samego faktu, iż GWN po prostu się pochłania i nie sposób się oderwać, warto poświęcić chwilę. ;)

      Usuń
  14. "Gwiazd naszych wina" to jedyna książka Greena, jaką czytałam. Bardzo mnie poruszyła i z pewnością jej nie zapomnę. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Do Greena podchodzę jak pies do jeża, nie mogę się zabrać za "Czytając Alaski", które leży u mnie już ponad rok. Wczoraj dostałam "Gwiazd naszych wina", może z nim pójdzie mi szybciej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam podobnie - dlatego też się zdziwiłam, że nawet nie było aż takiej tragedii... choć nie mogę powiedzieć, by była to moja ulubiona książka.

      Usuń
  16. Czytalam GNW trzy razy i za kazdym z nich bylam tak samo zachwycona ta ksiazka jakbym czytala ja po raz pierwszy! :))
    Pozdrawiam
    secretsofbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie miałam jeszcze do czynienia z twórczością Greena, więc i ta książka jest wciąż przede mną. Film średnio mi się podobał, choć zakończenie było zaskakujące.

    OdpowiedzUsuń
  18. "Gwiazd naszych wina" leży sobie u mnie na półeczce, czeka na przeczytanie, a termin oddania do biblioteki (23.12) zbliża się nieubłaganie. Niedługo więc przyjdzie czas na zapoznanie się z tą historią i wydanie wyroku na nią. ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Lubię Greena i jego lekki styl pisania. Jak dotąd przeczytałam tylko Papierowe Miasta, Szukając ALaski i oczywiście GNW - po resztę nie sięgam, bo mam dość schematów z bohaterami pojawiających się w każdej jego książce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i właśnie tego się najbardziej obawiam - dlatego też raczej po pozostałe powieści Greena nie sięgnę.

      Usuń
  20. Czy już jestem ostatnią bloggerką, która tego przeczytała? :D

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie jest to historia, która zachęciłaby mnie do czytania. Rzadko się sięgam po tak życiowe książki. :)
    Pozdrawiam,
    Geek of books&serials&films

    OdpowiedzUsuń
  22. Czytałam tę książkę, również byłam miło zaskoczona, ale jakoś wielkiego wrażenia też na mnie nie zrobiła. ;) Oj, Hazel faktycznie czasem irytowała swoim zachowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  23. Fabua być może mnie nie porwała, bo jestem antyromansowym molem ksiażkowym za to cytay w tej ksiażce są bardzo mądre i za to ją cenię.
    Pozdrawiam i serdecznie zapraszam:
    kruczegniazdo94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie znam jeszcze ani jednej książki Greena, poniekąd dlatego, że bardzo nie lubię, kiedy jakiś autor/tytuł spada na mnie ze wszystkich stron. Rzadko podążam za tłumem, jeśli chodzi o książki, dlatego zwykle czekam, aż szum minie i będę mogła czysto obiektywnie podejść do danej pozycji. "Gwiazd naszych wina" intryguje mnie najbardziej z wszystkich dzieł tego pana, głównie dlatego, że ja bardzo lubię takie klimaty, już o samym New Adult nie wspominając. Czuję, że ta książka mi się spodoba i ponieważ stopniowo opada szał z nią związany, niewykluczone, że wkrótce po nią sięgnę.
    Pozdrawiam,
    rude-pioro.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  25. Czytałam "Gwiazd naszych wina" i jest to nawet dobrze napisana pozycja, którą przyjemnie się czyta. Za życiowe zakończenie również ma u mnie duży plus.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. I tak nie, dalej nie, nie mam zamiaru sięgnąć po Greena :D

    OdpowiedzUsuń
  27. Film wycisnął ze mnie potoki łez, dlatego też postanowiłam, że pewnego dnia przeczytam tę książkę :). Dzięki za tę recenzję!

    OdpowiedzUsuń
  28. Nam obydwu się podobała ta książką. Myślę, że obie sięgniemy po nią nie raz :)

    Pozdrawiamy!
    rodzinne-czytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  29. Odkąd obejrzałam film, strasznie kusi mnie, by w końcu zabrać się za książkę, ale książek, za które chcę się zabrać, jest sporo, więc ta jeszcze nie doczekała się na swoją kolej. :) Film bardzo mnie rozczarował, dlatego jestem ciekawa książki, jakkolwiek dziwnie to brzmi xd

    OdpowiedzUsuń