4.12.2015

„Więzień labiryntu” James Dashner

„Jeżeli się nie boisz to znaczy, że nie jesteś człowiekiem.”


Pewnego dnia budzisz się w ciemności w niewielkim pomieszczeniu z zupełną pustką w głowie, a jedyne co pamiętasz to Twoje imię. W pewnym momencie z sufitu atakuje Cię fala oślepiającego światła w akompaniamencie dziesiątek głosów, chwytasz za wyciągniętą w Twoim kierunku rękę, przypieczętowując swój los. Witaj w Strefie, Thomasie, miejscu otoczonym rozległym labiryntem, którego penetracja od dwóch lat nie przyniosła żadnych efektów. Żeby było ciekawiej, labirynt zamieszkują niezbyt przyjazne stworzenia, lepiej dla Ciebie, byś nigdy nie miał okazji zostać tam na noc. Kiwasz głową i zaczynasz obchód terenu, by móc jakoś popaść w rutynę. Jednak w momencie, gdy kolejnego dnia do Strefy trafia dziewczyna z jednoznacznym proroctwem, wszelkie myśli o rutynie opuszczają i Ciebie, i pozostałych Streferów. Nic już nie będzie takie, jak wcześniej. Zaczyna się walka o przetrwanie, a zasada jest tylko jedna: znajdź wyjście albo giń.

O książce pierwszy raz usłyszałam, gdy do kin weszła ekranizacja - wtedy to szumne hasło na podstawie bestsellerowej powieści jednoznacznie przekreśliło szanse na obejrzenie całkiem interesująco zapowiadającego się filmu; nie było opcji, trzeba było najpierw sięgnąć po pierwowzór. Wstukałam tytuł w wyszukiwarkę i mój zapał nieco osłabł. No tak, kolejne porównanie do Igrzysk śmierci, kolejna młodzieżówka, która będzie miała dobry pomysł na fabułę, ale wykonanie będzie leżało i kwiczało. Machnęłam ręką, aż tak mi nie zależało.

Wszystko zmieniło się, gdy rok później błądziłam między bibliotecznymi półkami, nie mogąc znaleźć niczego konkretnego, a wskazówki za zegarku jednoznacznie dawały do zrozumienia, że autobus długo na mnie czekać nie będzie. Ponieważ głupio wyjść z biblioteki bez żadnej książki, skoro tylko w tym celu się tam przyszło, więc w akcie desperacji przeszłam przez ostatni regał, z którego zaatakowała mnie znajoma nazwa na grzbiecie. Niewiele myśląc, porwałam tytuł i pobiegłam na przystanek. Wsiadłam do autobusu i przyjrzałam się trzymanej w ręce książce. Zobaczmy, co też takiego do mnie trafiło.

Początek utwierdził mnie w przekonaniu, że owszem, oto mam przed sobą typowego przedstawiciela literatury młodzieżowej, który nie grzeszy szczególnie kwiecistym stylem, a postaci na przemian to zgrywają dorosłych, to na wszelkie sposoby ujawniają swoją niedojrzałość. I tak, z lekkim dystansem, zaczęłam śledzić dalsze poczynania Thomasa, dopóki nie zauważyłam, że nie potrafię się od nich oderwać, a każda myśl o przerwaniu lektury napawa mnie przerażeniem. Niech będzie, doczytam do końca rozdziału i idę napełnić żołądek - nic z tego, do lodówki zostałam zmuszona chodzić z książką w ręku. To niewiarygodnie, jak Dashner wciąga czytelnika w swój świat, zręcznie budując napięcie. W dodatku lekkość pióra sprawia, że dużo łatwiej biec wzrokiem po zdaniach, by w końcu poznać odpowiedź, rozładować ten nadmiar adrenaliny buzujący w żyłach. Dlatego też nie łudźcie się - jeśli macie zamiar czytać Więźnia labiryntu w przerwach między jednym zajęciem a drugim, od razu przekreślcie wszystkie swoje plany, odwołajcie spotkania, bo nie spoczniecie, póki nie skończycie. A później zamknięcie książkę z nutą zawodu - ale jak to, to już?

Odstawicie skończoną pozycję, chwycicie za kubek z zimną już herbatą i zaczniecie myśleć. Wyciągnięcie przed siebie cały ten chaos, który powstał po lekturze, by przyjrzeć mu się uważniej. Najpierw oddzielicie emocje, które stanowią najgrubszą nić spajającą cały Wasz mętlik. Później pozbawicie swojego wrażenia o tejże historii świetnej fabuły i nagle pozostałe elementy zaczną wydawać się Wam jakieś liche, trochę niezgrabne, jakby bez tych dwóch istotnych rzeczy przestały mieć rację bytu. Bohaterowie okażą się nieco papierowi, bez większej głębi, i choć wydaje się, że nawiązaliście z nimi więź, tak naprawdę nawet powieka Wam nie drgnie, gdy jednemu z nich stanie się krzywda. Czasem nawet odnosi się wrażenie, że to postaci drugoplanowe są ulepieni z trwalszej gliny. Zaczniecie też dostrzegać, że coś tu dzieje się za szybko, że z jednej strony chłopcy kulturalnie, krok po kroku dochodzą do rozwiązania, by tu nagle, ni z tego, ni z owego, dostać wszystko na talerzu, i to z wisienką i parasolką. Najważniejsze kwestie, zamiast budować napięcie, zostają przegadane. Dobrze jest poznać odpowiedzi na nurtujące pytania, ale w odpowiedniej formie - wizja bohatera, w której od razu znajduje klucz do zagadki, do niej nie należy. Nie chcę w tym momencie powiedzieć, że to ujmuje akcji - jednak liczyłam na coś więcej, zwłaszcza po tym, co prezentował autor wcześniej. Choć nie oszukujmy się, niektóre pomysły nie są szczególnie innowacyjne i czytelnik wpadnie na nie dużo wcześniej.

Mimo wszystko książka naprawdę trzyma poziom, chociaż po jej lekturze pozostało mi wrażenie lekkiego niedosytu - nie mylić z niedosytem akcji. Czegoś mi zabrakło, jakiegoś elementu, który dopełniłby całą historię i sprawił, że świat stworzony przez Dashnera można by uznać za w pełni dopracowany. Możliwe, że kolejne części trylogii powstawiają brakujące części do układanki, ale póki co ciężko mi powiedzieć, by Strefa była tak zarysowana jak Panem, posługując się nieśmiertelnym porównaniem do Igrzysk. Choć - jeszcze dwie części przede mną...

Podsumowując, jeśli szukacie czegoś, co czyta się lekko i przyjemnie, co niezaprzeczalnie wciąga i pochłonie Was bez reszty, sięgnijcie po Więźnia labiryntu. Tym bardziej wymagającym myślę, że również z czystym sumieniem mogę pozycję polecić - bo czasem warto przymknąć oko na niedociągnięcia i po prostu dobrze się zabawić przy czymś, co nie będzie wymagać dużego nakładu umysłowego.

★★★★★★★☆☆☆

31 komentarzy:

  1. Ooo, nie spodziewałam się tylu minusów... Ale z drugiej strony nie czytałam jeszcze ani jednej negatywnej opinii na temat tej książki, a podobno kolejne części są jeszcze lepsze, więc przymknę oko na niedoskonałości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy wiesz, trzeba wziąć pod uwagę, że ja dość krytycznie podchodzę do literatury młodzieżowej - pewnie sama nie zwróciłabyś na te aspekty uwagi. ;)

      Usuń
  2. Książka wciąż przede mną, ciekawe jakie na mnie wrażenie zrobi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytam na pewno, choć minie dużo czasu, bo najpierw muszę oddać przyjaciółce Piątą Falę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Podobnie jak Ty usłyszałam o "Więźniu labiryntu" po premierze ekranizacji - i tak samo, jak tylko się zorientowałam, że to film na podstawie książki, zrezygnowałam z wypadu do kina i postanowiłam w przyszłości sięgnąć po ten cykl. Powiem Ci szczerze, że ja naprawdę nie znoszę wypisywania na okładkach pierdół w stylu "nowe Igrzyska Śmierci" itepe. Ja rozumiem, że to świetny chwyt marketingowy, ale to strasznie odejmuje wartości (w moim przekonaniu) nieznanej jeszcze pozycji. Czemu "nowe coś tam"? Czemu nie po prostu "dobra książka"? W każdym razie: wymienione przez Ciebie wady tej powieści jakoś mnie nie zraziły. Jestem tak czy siak niesamowicie ciekawa tej trylogii, niestety w mojej bibliotece raczej jej nie uświadczę, dlatego muszę się rozejrzeć w księgarni. Albo znaleźć jakąś dobrą duszę, która mi ją pożyczy :D
    Pozdrawiam,
    rude-pioro.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Na temat tej książki słyszę dużo dobrych opinii. Chyba w końcu będę musiała się z nią zapoznać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. O "Więźniu Labiryntu" słyszałam już od jakiegoś czasu. Sama nie wiem, czy był to moment wydania filmu, czy może wcześniejszy. Nie ciągnęło mnie specjalnie do tej książki, choć nie powiem - jeśli tylko wyczaję ją na bibliotecznych półkach, pewnie się za nią zabiorę. Wydaje się być naprawdę interesującą, choć lekką i nie wymagającą myślenia pozycją. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aż wstyd, że nie przeczytałam, ale jakoś mnie do niej nie ciągnie. No nie wiem.... Zobaczymy! Pozdrawiam <3
    http://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie podobała się trochę mniej, ale muszę przyznać Ci rację - wciąga. Ogólnie cała trylogia jest średnia. Próby ognia były w połowie nudne, w połowie pełne akcji, a Lek na śmierć to załamka. Chyba wolę film, aczkolwiek nie oglądałam jeszcze Prób ognia...

    bookocholic.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Zastanawiałam się skąd kojarzę ten tytuł i wiem - tak jak napisałaś, musiałam usłyszeć tytuł filmu, chociaż w zasadzie kinomanem nie jestem... :D Co do samej książki - powiem szczerze, że z jednej strony mnie zaciekawiła, ale z drugiej nie jestem pewna, czy to pozycja, którą za wszelką cenę chciałabym przeczytać. ;)
    Pozdrawiam
    A.

    http://chaosmysli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja dopiero kilka dni temu się na tę książkę natknęłam i nawet nie wiedziałam o ekranizacji, a książka od razu mnie zaciekawiła. Mam na nią ochotę, ale mam też sporo obaw.. Chociaż z tego co piszesz to książka wciąga, więc może się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Cała trylogia jest na mojej liście must read, a pierwsza część za niedługo trafi w moje ręce :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem zakochana w filmowej wersji tej historii. Być może wstyd się nawet przyznac, ale jeszcze nie mialam okazji zapoznać sie z pierwowzorem.
    Zapraszam:

    http://kruczegniazdo94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam tą książkę, to jedna z moich ulubionych :) /Claudie

    OdpowiedzUsuń
  14. Oh, czy to ten piękny szablon, który też chciałam wrzucić na swojego bloga? :D
    Więźnia Labiryntu sobie odpuszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem prawdopodobne. :D Ja się w nim literalnie zakochałam od pierwszego wejrzenia ♥

      Usuń
  15. Widziałam tylko film, który mnie nie zachwycił. Prawdopodobnie kiedyś sięgnę po książkę, ale na razie nie jestem do tego przekonana.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jakoś w tym roku obejrzałam film, baaardzo przypadł mi do gustu, a potem zorientowałam się, że w sumie to na podstawie książki :D Jeszcze jej nie przeczytałam, ale wiem że kiedyś na pewno po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Mnie by ruszyło tylko, gdyby coś stało sie Mihno lub Newtowi - resztę bohaterów mam gdzieś :D
    Alee taaak, jeden rozdział. Aha, i co jeszcze, jak te rozdziały takie krótkie? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam, ja nie odniosłam wrażenia, bym miała choćby mrugnąć przy śmierci jakiegokolwiek z tych bohaterów. Zwłaszcza jeśli ta śmierć jest opisywana w taki sposób... Choć może to ja jestem taka nieczuła xD
      Noo, im krótsze rozdziały, tym bardziej można naginać tę zasadę. :D

      Usuń
  18. Wspaniała recenzja. I ten cytat <3
    Obserwujemy? Daj znać u mnie!
    are-we-cool-enough.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Jestem w stanie zrozumieć wszystkie zastrzeżenia, jakie się u Ciebie pojawiły odnośnie "Więźnia", ale ja sama kocham tę trylogię bezgranicznie i polecam Ci kolejne tomy. :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  20. Dość niedawno zakończyłam już przygodę z tą trylogią. Jestem także na trzecim tomie Igrzysk, także hmmm.. Z tym porównywaniem do twórczości to bym się pohamowała. Kolejny chwyt marketingowy, żeby się książka sprzedała. W taki sposób można by porównywać większość dystopii, które jak wiadomo przedstawiają czarną wizję przyszłości ze złym panem na czele.
    Najbardziej z całej trylogii podobała mi się właśnie pierwsza część. Chciałabym móc przeczytać ją jeszcze raz po raz pierwszy :D
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że sięgniesz po dalsze tomy! :) (choć ostrzegam, o ile Thomas cię już nie zaczął wkurzać to w przyszłych tomach może się to szybko zmienić)

    http://zapachstron.blogspot.com/2015/02/14-wiezien-labiryntu-tom-1-james-dashner.html

    OdpowiedzUsuń
  21. Już od dłuuuugiego czasu mam zamiar przeczytać tę książkę, ale jakoś nigdy nie nadarzyła się ku temu odpowiednia okazja :/

    OdpowiedzUsuń
  22. Mnie "Więzień" oczarował, dałam się wciągnąć w wir akcji. W następnych częściach jednak entuzjazm jakby przygasł, ale i tak to jedna z moich ulubionych dystopii. Nie zgodzę się jednak z tym, że nie nawiązuje się więzi z bohaterami, ja na przykład pokochałam takiego Minho. ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Miałam podobne obawy do Twoich, porównania do "Igrzysk śmierci" mnie nie zachęcają... Twoja opinia natomiast bardzo więc może uda się się przeczytać pozycję szybciej niż sama zamierzałam. Dobrze, że napięcie budowane jest regularnie i niejako uzależnia czytelnika. Super recenzja! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Mi podobała się ta książka po prostu średnio. Czegoś mi zabrakło, a do tego przeszkadzały mi te nowe słowa wprowadzone przez autora. I jakoś nie udało mi się sięgnąć po kolejne części :P

    OdpowiedzUsuń
  25. Uwierz mi, słyszałam wiele pochlebnych opinii o tej książce, i zdecydowanie mam ją w planach :)

    world-chinese-rat.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  26. :) zapraszam na rozdanie ZOEVA http://madziakowo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. Czytałam tę książkę, po filmie (błąd!) i powiem szczerze że męczyłam nieźle tę pozycję, ale nie przekonała mnie, dlatego po kontynuację nie sięgnę, tym bardziej że i tak wiem, jak wszystko się kończy :(
    find-the-soul.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń