„Czasem możesz wybierać tylko spośród samych złych opcji. Musisz zdecydować, która z nich jest najmniej zła.”
Wydaje mi się, że to moje pierwsze spotkanie z gatunkiem New Adult - gatunkiem dość kontrowersyjnym, bo z definicji zupełnie nie odzwierciedlającym moich literackich upodobań. I cóż mogę na wstępie powiedzieć? Z pewnością nie jest beznadziejnie, choć nie mogę przyznać, by zmieniło to coś w moim życiu. Ale zacznijmy od początku.
Miałam nieco wygórowane oczekiwania względem Colleen Hoover, aktualnie królującej w całym internecie jako autorka, której nie sposób pokochać, a także zmylona zostałam wysoką oceną na lubimyczytac (taką samą, jak Roku 1984, który to jest przecież dziełem genialnym!). Tymczasem przez pierwszą połowę książki utrzymywało się we mnie pragnienie rzucenia nią o ścianę, podarcia każdej kolejnej kartki i uczynienie z nich wszystkich obfitego confetti. Kroplą, która przelała czarę goryczy, było kilka pierwszych stron pełnych opinii blogerów, którzy wychwalali Hopeless pod niebiosa, a ja miałam wrażenie, że czytam kioskowego harlequina. Jedyne, co mnie trzymało przy lekturze, to niesamowicie lekkie pióro autorki i przerażający fakt, że choć fabuła wywołuje u mnie estetyczny wstręt, to - o zgrozo! - nie sposób się od niej oderwać. Tym sposobem udało mi się przetrzymać część typowego romansu i przejść do drugiej połowy historii - gdy nagle całą sielankę przerywają pierwsze oznaki pękającej sieci kłamstw. Akcja rusza z kopyta, na tapetę idą coraz poważniejsze tematy, aż w końcu napięcie sięga zenitu i... Zamknęłam książkę i wzruszyłam ramionami. Przeze mnie przelewała się fala sprzecznych uczuć - z jednej strony dobrze mi się tę historię czytało, zwłaszcza, gdy nie okazała się być tak płytką, jak z początku mi się wydawało, ale z drugiej, nie doznałam obiecanych przez recenzentów z początku książki palpitacji serca, nie płakałam ze smutku, nie czułam... nic. Pomijając wątek romantyczny, intryga była interesująca, ale przewidywalna, a poruszone kontrowersyjne kwestie nie wywołały w mojej duszy wielkiego bum. Zapewne dla młodzieży, do której ta pozycja jest kierowana, mogłoby być to coś mocniejszego, co dałoby do myślenia i zmusiło do refleksji. Dla mnie, zdeprawowanej chociażby twórczością poważniejszych pisarzy, takie rzeczy nie robią już zamierzonego wrażenia.
Nie sposób nie wspomnieć kilkoma słowami o bohaterach powieści. Dosłownie kilkoma, bo nie ma tu wiele do powiedzenia. Każdy z nich, każdy, był nadzwyczaj sztampowy i niewiarygodnie przewidywalny. Nie spotkałam w tej książce żadnego indywiduum wybijającego się ponad schemat, wszyscy doskonale prezentowali swoje narzucone z góry role i ani na moment nie próbowali wydostać się poza narzucone im ramy. Nie mówiąc już o tym, że ich zachowanie często było sztuczne i teatralne, niemające większego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Mdlejąca i zapłakana z byle powodu Sky (gdyby narrator nie dodawał tego, że bohaterka była we łzach, w życiu po opisie czy zachowaniu dziewczyny bym o tym nie pomyślała), czy chociażby Holder robiący wgłębienia we wszystkim, w co w złości uderzy, by zaraz potem jego zachowanie móc porównać z mężczyzną w sile wieku z ogromnym bagażem doświadczeń. Z jednej strony chcą być dorośli, a z drugiej ich działania napędzają hormony.
Jak już wspominałam, książkę czyta się przyjemnie i historia niezaprzeczalnie wciąga. Nie da się jednak ukryć, że styl pozostawia wiele do życzenia i gdybym tylko miała możliwość, sięgnęłabym po wersję angielską, co też polecam - z jednej strony dlatego, że zapewne będzie to lektura dość prosta, co może mieć znaczenie zwłaszcza dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z czytaniem książek anglojęzycznych, a z drugiej, co prawda nie mam porównania, ale tłumaczenie nie wydało mi się majstersztykiem.
Podsumowując, jest to pozycja, dla osób, które gatunek New Adult znają i jeśli nie kochają, to przynajmniej tolerują. Osób żądnych lektury lekkiej i przyjemnej, przy której bez trudu można zarwać noc. Osób, które nie są wielce wymagające i w szczególności - dla osób młodszych, które może uderzyć gorzka rzeczywistość współczesnego świata i zmusi tym samym do refleksji nad własnym życiem; że tak naprawdę nasza codzienność jest czymś wyjątkowym i wartym celebrowania.
Moja ocena: ★★★★☆☆☆☆☆☆
Książka przeczytania w ramach Mini Maratonu październikowego.
Poznajcie Sky, dziewczynę, która nie potrafi doznawać prawdziwych uczuć, nie wie co to miłość, a motyle w brzuchu są dla niej zjawiskiem obcym - do czasu, gdy jej wzrok krzyżuje się z tajemniczym Deanem Holderem. Emocje spływają na Sky kaskadą, a jej ciało buntuje się przeciw racjonalnemu myśleniu. Wkrótce jednak dotyk Holdera zaczyna budzić w dziewczynie coś więcej niż nowe, nieznane dotąd odczucia - w pamięci otwierają się szuflady, które nigdy nie powinny zostać otwarte i na wierzch wychodzą wspomnienia burzące dotychczasowy spokój Sky. Jak bardzo kropla prawdy wśród morza kłamstw okaże się Beznadziejna?
Wydaje mi się, że to moje pierwsze spotkanie z gatunkiem New Adult - gatunkiem dość kontrowersyjnym, bo z definicji zupełnie nie odzwierciedlającym moich literackich upodobań. I cóż mogę na wstępie powiedzieć? Z pewnością nie jest beznadziejnie, choć nie mogę przyznać, by zmieniło to coś w moim życiu. Ale zacznijmy od początku.
Miałam nieco wygórowane oczekiwania względem Colleen Hoover, aktualnie królującej w całym internecie jako autorka, której nie sposób pokochać, a także zmylona zostałam wysoką oceną na lubimyczytac (taką samą, jak Roku 1984, który to jest przecież dziełem genialnym!). Tymczasem przez pierwszą połowę książki utrzymywało się we mnie pragnienie rzucenia nią o ścianę, podarcia każdej kolejnej kartki i uczynienie z nich wszystkich obfitego confetti. Kroplą, która przelała czarę goryczy, było kilka pierwszych stron pełnych opinii blogerów, którzy wychwalali Hopeless pod niebiosa, a ja miałam wrażenie, że czytam kioskowego harlequina. Jedyne, co mnie trzymało przy lekturze, to niesamowicie lekkie pióro autorki i przerażający fakt, że choć fabuła wywołuje u mnie estetyczny wstręt, to - o zgrozo! - nie sposób się od niej oderwać. Tym sposobem udało mi się przetrzymać część typowego romansu i przejść do drugiej połowy historii - gdy nagle całą sielankę przerywają pierwsze oznaki pękającej sieci kłamstw. Akcja rusza z kopyta, na tapetę idą coraz poważniejsze tematy, aż w końcu napięcie sięga zenitu i... Zamknęłam książkę i wzruszyłam ramionami. Przeze mnie przelewała się fala sprzecznych uczuć - z jednej strony dobrze mi się tę historię czytało, zwłaszcza, gdy nie okazała się być tak płytką, jak z początku mi się wydawało, ale z drugiej, nie doznałam obiecanych przez recenzentów z początku książki palpitacji serca, nie płakałam ze smutku, nie czułam... nic. Pomijając wątek romantyczny, intryga była interesująca, ale przewidywalna, a poruszone kontrowersyjne kwestie nie wywołały w mojej duszy wielkiego bum. Zapewne dla młodzieży, do której ta pozycja jest kierowana, mogłoby być to coś mocniejszego, co dałoby do myślenia i zmusiło do refleksji. Dla mnie, zdeprawowanej chociażby twórczością poważniejszych pisarzy, takie rzeczy nie robią już zamierzonego wrażenia.
Nie sposób nie wspomnieć kilkoma słowami o bohaterach powieści. Dosłownie kilkoma, bo nie ma tu wiele do powiedzenia. Każdy z nich, każdy, był nadzwyczaj sztampowy i niewiarygodnie przewidywalny. Nie spotkałam w tej książce żadnego indywiduum wybijającego się ponad schemat, wszyscy doskonale prezentowali swoje narzucone z góry role i ani na moment nie próbowali wydostać się poza narzucone im ramy. Nie mówiąc już o tym, że ich zachowanie często było sztuczne i teatralne, niemające większego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Mdlejąca i zapłakana z byle powodu Sky (gdyby narrator nie dodawał tego, że bohaterka była we łzach, w życiu po opisie czy zachowaniu dziewczyny bym o tym nie pomyślała), czy chociażby Holder robiący wgłębienia we wszystkim, w co w złości uderzy, by zaraz potem jego zachowanie móc porównać z mężczyzną w sile wieku z ogromnym bagażem doświadczeń. Z jednej strony chcą być dorośli, a z drugiej ich działania napędzają hormony.
Jak już wspominałam, książkę czyta się przyjemnie i historia niezaprzeczalnie wciąga. Nie da się jednak ukryć, że styl pozostawia wiele do życzenia i gdybym tylko miała możliwość, sięgnęłabym po wersję angielską, co też polecam - z jednej strony dlatego, że zapewne będzie to lektura dość prosta, co może mieć znaczenie zwłaszcza dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z czytaniem książek anglojęzycznych, a z drugiej, co prawda nie mam porównania, ale tłumaczenie nie wydało mi się majstersztykiem.
Podsumowując, jest to pozycja, dla osób, które gatunek New Adult znają i jeśli nie kochają, to przynajmniej tolerują. Osób żądnych lektury lekkiej i przyjemnej, przy której bez trudu można zarwać noc. Osób, które nie są wielce wymagające i w szczególności - dla osób młodszych, które może uderzyć gorzka rzeczywistość współczesnego świata i zmusi tym samym do refleksji nad własnym życiem; że tak naprawdę nasza codzienność jest czymś wyjątkowym i wartym celebrowania.
Moja ocena: ★★★★☆☆☆☆☆☆
Książka przeczytania w ramach Mini Maratonu październikowego.