„ - W Niebo też nie wierzę.
- Jakoś niespecjalnie przeszkadza mu to istnieć.”
Loki, nordycki bóg zdrady i oszustwa, zostaje uratowany po ataku na Walhallę i decyduje się użyczyć swoich zdolności zwycięskim anielskim zastępom. Współpraca ta zaczyna podobać się obu stronom - anioły wysługując się Lokim, pozostawiają swoje ręce czyste i nieskażone, sam Kłamca natomiast napycha portfel boską walutą. Z początku lekkie zadania przeradzają się w coraz bardziej istotne misje, niedoszłych samobójców zaczynają zastępować mitologiczne bóstwa i demony, a archaniołowie stają się coraz bardziej zależni od Lokiego. Czy z tego może wyjść coś dobrego?
Nie powiem, bym do Kłamcy podchodziła szczególnie poważnie, bo i też takiego nastawienia do tej książki mieć nie można - sam jednak fakt wprowadzenia Lokiego do świata aniołów, łączenie wierzeń, mitologii i podań sprawiło, że długi czas oczekiwałam w bibliotece na pierwszą część serii, która notorycznie była wypożyczona. I gdy w końcu udało mi się ją dorwać, gdy w końcu trzymam w dłoni wyczekiwaną pozycję, mogę z czystym sercem powiedzieć, że na swój sposób było warto. Na swój sposób, bo z początku byłam trochę zawiedziona brakiem ciągłej fabuły, której miejsce zastąpiły pojedyncze opowiadania krążące wokół tematu, w niektórych przypadkach pozbawionych puenty. Ale z drugiej strony, opowiadania te były tak lekkie i przyjemne...
Nie da się ukryć - książka wciąga niezaprzeczalnie, a lekkość pióra autora sprawia, że czyta się ją jednym tchem. Osobiście uważam tę pozycję jako doskonałą lekturę podczas jazdy autobusem - myślę, że dobrym argumentem będzie to, że trzymając Kłamcę na kolanach, moja choroba lokomocyjna nie odezwała się ani razu; nie było czasu interesować się tym, co otacza ciało, skoro wyobraźnia śledziła uważnie poczynania głównego bohatera (choć trzeba przyznać, że dość dużą wadą jest zwiększone prawdopodobieństwo przegapienia przystanku). Loki jest wszak postacią przesympatyczną, której nie sposób nie polubić.
Mam mały problem z humorem - z jednej strony wybuchałam gwałtownie śmiechem, co jednoznacznie dawało do zrozumienia zaniepokojonym tym faktem pasażerom autobusu, a z drugiej, niektóre żarty czy gry słowne po prostu mnie męczyły. Czasem widać, że było to nieco wymuszone, jakby autor nie miał pomysłu, a jakoś wizję bohatera musiał utrzymać. Patrząc okiem normalnego czytelnika, można dostrzec wiele niedociągnięć, a część opowiadań nieszczególnie przekonuje. Już nie mówiąc o tym, że jest to powieść po prostu słaba - nie znajdziecie tu wielkiego kunsztu literackiego czy nie wiadomo jak skomplikowanych rozwiązań. Ale mimo wad, przy książce bawiłam się świetnie i od razu wypożyczyłam część kolejną. Fenomen Ćwieka? Nie mam pojęcia, grunt, że autor popełnił serię, którą choć zdrowy rozsądek odrzuca, serce pragnie do niej wracać.
Nie powiem, bym do Kłamcy podchodziła szczególnie poważnie, bo i też takiego nastawienia do tej książki mieć nie można - sam jednak fakt wprowadzenia Lokiego do świata aniołów, łączenie wierzeń, mitologii i podań sprawiło, że długi czas oczekiwałam w bibliotece na pierwszą część serii, która notorycznie była wypożyczona. I gdy w końcu udało mi się ją dorwać, gdy w końcu trzymam w dłoni wyczekiwaną pozycję, mogę z czystym sercem powiedzieć, że na swój sposób było warto. Na swój sposób, bo z początku byłam trochę zawiedziona brakiem ciągłej fabuły, której miejsce zastąpiły pojedyncze opowiadania krążące wokół tematu, w niektórych przypadkach pozbawionych puenty. Ale z drugiej strony, opowiadania te były tak lekkie i przyjemne...
Nie da się ukryć - książka wciąga niezaprzeczalnie, a lekkość pióra autora sprawia, że czyta się ją jednym tchem. Osobiście uważam tę pozycję jako doskonałą lekturę podczas jazdy autobusem - myślę, że dobrym argumentem będzie to, że trzymając Kłamcę na kolanach, moja choroba lokomocyjna nie odezwała się ani razu; nie było czasu interesować się tym, co otacza ciało, skoro wyobraźnia śledziła uważnie poczynania głównego bohatera (choć trzeba przyznać, że dość dużą wadą jest zwiększone prawdopodobieństwo przegapienia przystanku). Loki jest wszak postacią przesympatyczną, której nie sposób nie polubić.
Mam mały problem z humorem - z jednej strony wybuchałam gwałtownie śmiechem, co jednoznacznie dawało do zrozumienia zaniepokojonym tym faktem pasażerom autobusu, a z drugiej, niektóre żarty czy gry słowne po prostu mnie męczyły. Czasem widać, że było to nieco wymuszone, jakby autor nie miał pomysłu, a jakoś wizję bohatera musiał utrzymać. Patrząc okiem normalnego czytelnika, można dostrzec wiele niedociągnięć, a część opowiadań nieszczególnie przekonuje. Już nie mówiąc o tym, że jest to powieść po prostu słaba - nie znajdziecie tu wielkiego kunsztu literackiego czy nie wiadomo jak skomplikowanych rozwiązań. Ale mimo wad, przy książce bawiłam się świetnie i od razu wypożyczyłam część kolejną. Fenomen Ćwieka? Nie mam pojęcia, grunt, że autor popełnił serię, którą choć zdrowy rozsądek odrzuca, serce pragnie do niej wracać.
Dlatego, jeśli szukacie czegoś lekkiego, co nie wymaga większego skupienia i co będziecie czytać z rosnącym uśmiechem na twarzy, sięgnijcie po Kłamcę! Szczególnie mogę polecić osobom, które zaczynają przygodę z polską fantastyką, a nie są jeszcze gotowi na towar z wyższej półki - jak i tym, którzy chcieliby zabić czas w wyjątkowo przyjemny sposób. Ja tymczasem wkładam nos w tom drugi.
Nie wiem, czy do końca obiektywnie, ale niech stracę: ★★★★★★★☆☆☆
Książka przeczytania w ramach Mini Maratonu październikowego.
Ładny szablon u Ciebie :) Książki nie kojarzę i to nie moje klimaty, wybacz, ale... czy to Twój kociak i czy to devon?
OdpowiedzUsuńA i owszem, jeden z mojej trójki małych łysawych potworów ♡
UsuńOjej... marzy mi się devon! Czy to prawda, że lepiej mieć dwójkę niż jednego, bo się biedak będzie nudził? Wiem, że mają dość ciekawe usposobienie :)
UsuńOj, tak, devonki lubią być w grupie - ale tak jest chyba z większością zwierząt, w końcu gdy człowieka cały dzień w domu nie ma... Choć myślę, że nawet gdybyś zaopatrzyła się w jednego, to i tak nie ulegniesz pokusie kolejnego! ;)
UsuńTyle razy się zbierałam do przeczytania tej książki i dalej nie umiem... Chyba trzy razy próbowałam to przeczytać ><
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam! Czysta rozrywka w świetnym wydaniu. Do tego to polskie. I fantastyka.
OdpowiedzUsuńCo do opowiadań, to tylko dwa pierwsze tomy są takie. Część 3 i 4 to już jedna fabuła :)
Świetny szablon!
Pozdrawiam,
http://magiel-kulturalny.blogspot.com/
O, to w takim razie to wszystko zmienia! Bo już się zastawiałam, czy mam siły na część trzecią, ale w takim wypadku wahać się nie będę! :D
UsuńDziękuję! ♥
Ciągle ktoś o tej książce mówi, a ja jakoś nie potrafię się do niej przekonać.. ale nie mówię nie, pewnie w końcu sięgnę choćby z czystej ciekawości :D
OdpowiedzUsuńA ja cały czas czekam, aż jakaś osóbka odda książkę do biblioteki i będę mogła ją w końcu wypożyczyć! Nie spodziewam się wiele po "Kłamcy", ale tak bardzo chcę poznać fenomen Ćwieka, jego humor no i samą historię... Kusi, oj kusi.
OdpowiedzUsuńDla mnie tam humor nie był nigdzie wymuszony. Nie mogę się już doczekać, aby zabrać się za kolejną część :)
OdpowiedzUsuńOd dawna marzę o tym, by przeczytać Ćwieka. :) Trzeba poznawać polską fantastykę. :)
OdpowiedzUsuńŚliczny koteł. <3
Zbieram się do przeczytania. Mam podejście takie, jak mówisz, bo i sama dopiero się przekonuję do polskich autorów. (Marta Kisiel mną zawładnęła!) Więc mam nadzieję, że będzie mi się podobać :)
OdpowiedzUsuńPiękny kot - wybacz, musiałam zwrócić uwagę, takie moje małe zboczenie :D
OdpowiedzUsuńO Ćwieku nasłuchałam i naczytałam się już tak dużo, że chyba ciężko będzie mi na niego spojrzeć obiektywnie, jeśli w końcu dorwę którąś z jego książek. Ogólnie mam w stosunku do niego raczej wysokie wymagania, bo trafiałam w głównej mierze na bardzo pozytywne opinie. Jak faktycznie będzie - jeszcze nie wiem. "Kłamca" przyciąga mnie już samym opisem i wspomnianymi przez Ciebie elementami humorystycznymi, mimo to postaram się zachować pewien dystans. Wolałabym się przesadnie nie rozczarować tylko dlatego, że oczekiwałam gruszek na wierzbie :D
Pozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Może kiedyś.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
"Już nie mówiąc o tym, że jest to powieść po prostu słaba (...) Ale mimo wad, przy książce bawiłam się świetnie i od razu wypożyczyłam część kolejną. Fenomen Ćwieka?" I tu szczerością podbiłaś moje serce ;). Są książki, do których czasami aż głupio się przyznać, ale mają w sobie coś, co działa na nas jak magnes. Czasami tak po prostu jest. I chociaż uważam, że ulegnięcie namowom koleżanek z liceum "jaki ten Zmierzch jest fantastyczny" i kupienie na raz całej serii to najgorsza decyzja W CAŁYM MOIM ŻYCIU, i nienawidzę stylu pisania autorki, i świecące wampiry są beznadziejne, i to najgorzej wydane pieniądze ever... to czasami (bardzo, bardzo rzadko, raz na kilka lat wręcz ;D) mam ochotę przeczytać ten początek, kiedy Bella jest "nowa" i nie może znaleźć miejsca i odrabia lekcje i chodzi do lasu. Nie wiem, nie pytaj mnie, to najbardziej żenujące wyznanie jakie popełniłam na blogspocie ;D. A prowadziłam nie tak dawno jeszcze bloga z wynurzeniami własnej duszy!
OdpowiedzUsuńTakże nie wiń mnie za to! Ja wiem, że to tragiczna książka, literatura gorsza niż zła... ale w sumie nie potępiam nikogo, kto ją lubi. Podobny stosunek mam do 50TG, choć sama przebrnęłam ledwie przez 100 stron i się poddałam (wtedy stwierdziłam, że już wiem co to ZŁA książka). Choć może powinnam to napisac z gwiazdką, bo wszystkiego można próbować mając jednocześnie świadomość, że chociaż się nie lubi Krzyżaków, to trzeba uznać ich wyższość.
I, moim zdaniem, osoba oczytana powinna próbować różnych rzeczy, nawet 50TG, choćby po to żeby wiedzieć o co chodzi.
Jej, ale odeszłam od tematu - wybaczysz mi, prawda?
Na Ćwieka trafiłam drugi raz tego samego dnia, także coś jest chyba faktycznie na rzeczy z tym autorem. Po coś jego twórczości pewnie sięgnę choćby właśnie po to żeby się rozeznać "o co tyle szumu". Na pewno dam znać, kiedy ta chwila w końcu nastąpi...
Uściski od Książniczki Po drugiej stronie książki.
Haha, oj, znam to, znam to! Swoją drogą, to jest okropne, bo choć nieraz doskonale zdajesz sobie sprawę, że książka jest beznadziejna pod każdym kątem, to aż wstyd przyznać, że się oderwać od niej nie można, a i wrócić by się chciało. Dlatego nie winię Cię za to, w końcu sama kiedyś przez Zmierzch przeszłam (ale, o zgrozo, w podstawówce i już wtedy dostrzegałam ten wylewający się kicz, więc poniekąd czuję się rozgrzeszona ;D). A za 50TG chwytać raczej nie będę - co by sobie o mnie rodziciele pomyśleli, gdyby nagle weszli do pokoju? Chyba by świat we mnie zwątpił! xD
UsuńA Ćwieka polecam - jestem już po drugiej części Kłamcy i podtrzymuję, że to doskonały tytuł do czytania w autobusie (aż zaczęłam doceniać codzienne dojeżdżanie!), bo niewiele od czytelnika wymaga, a i dobrze się można przy nim bawić. ;)
Ja książki czytam głównie w samochodzie! Większość książek w życiu tak przeczytałam :-)
UsuńOj tam, oj tam, mi koleżanka podesłała 'Magię seksu' Mastertona. Pisze pracę magisterską o jego dorobku artystycznym, a obok horrorów pisze też poradniki seksuologiczne. Także dla rekonesansu nie boję się niczego :-D. Muszę tylko przyznać, że ta pozycja strasznie mnie denerwuje - facet poleca triki jak uwieść szefa w pracy, albo skłonić męża żeby wybaczył zdradę O.o. Dziwna ta jego moralność!
Ale mam nadzieję, że nie jako kierowca? :D
UsuńHm, no cóż, nie sądziłam, że Masterton popełnia takie tytuły. Człowiek uczy się przez całe życie. :D
"Seria, którą choć zdrowy rozsądek odrzuca, serce pragnie do niej wracać." - piękne określenie, zawsze brakowało mi takiego ładnego ujęcia w słowa, gdy pisałam o książkach Anety Jadowskiej. <3
OdpowiedzUsuńA co do "Kłamcy" - kiedyś się zaczytywałam, ale drugi raz chyba nie chciałabym do przygód Lokiego wrócić. Nawet do pojawiających się ostatnio "dopisków do serii" nie zaglądam.
Chyba już gdzieś się spotkałam z tą lekturą, ale nie jestem pewna. Osobiście nie przepadam za polskimi książkami, ale twoja recenzja bardzo zachęciła mnie do niej! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2015/10/the-name-book-tag.html
Książka bardzo mnie ciekawi. Tytuł bloga świetny. Ja wprawdzie niedawno zaczęłam studiować biologię, ale czytać lubię tak samo. No i jakoś trzeba sobie urozmaicić czas pomiędzy podręcznikiem do anatomii, zoologii i botaniki :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Książka wygląda na wartą przeczytania- nawet mimo paru niedociągnięć. Po za tym z polskiej fantastyki czytam na razie niewiele, a chciałabym zacząć, więc "Kłamca" będzie dobry na początek :) Pozdrawiam! /Claudie
OdpowiedzUsuńhttp://odkawywoleksiazke.blogspot.com/
Jeżeli chodzi o Jakuba Ćwieka to jestem pod wrażeniem jego serii "Chłopcy", którą Cipolecam.
OdpowiedzUsuńhttp://kruczegniazdo94.blogspot.com
P.S
Zaobserwowałam Cię.
Różne opinie już o tej książce słyszałam, ale chyba i tak chcę sięgnąć. Tak poza tematem - super adekwatny nagłówek! Czy mogę zapytac, kto go dla Ciebie robił? :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Nagłówek robiłam własnoręcznie. :)
Usuń