15.10.2015

„Kłamca” Jakub Ćwiek

„ - W Niebo też nie wierzę. 
- Jakoś niespecjalnie przeszkadza mu to istnieć.”


Loki, nordycki bóg zdrady i oszustwa, zostaje uratowany po ataku na Walhallę i decyduje się użyczyć swoich zdolności zwycięskim anielskim zastępom. Współpraca ta zaczyna podobać się obu stronom - anioły wysługując się Lokim, pozostawiają swoje ręce czyste i nieskażone, sam Kłamca natomiast napycha portfel boską walutą. Z początku lekkie zadania przeradzają się w coraz bardziej istotne misje, niedoszłych samobójców zaczynają zastępować mitologiczne bóstwa i demony, a archaniołowie stają się coraz bardziej zależni od Lokiego. Czy z tego może wyjść coś dobrego?

Nie powiem, bym do Kłamcy podchodziła szczególnie poważnie, bo i też takiego nastawienia do tej książki mieć nie można - sam jednak fakt wprowadzenia Lokiego do świata aniołów, łączenie wierzeń, mitologii i podań sprawiło, że długi czas oczekiwałam w bibliotece na pierwszą część serii, która notorycznie była wypożyczona. I gdy w końcu udało mi się ją dorwać, gdy w końcu trzymam w dłoni wyczekiwaną pozycję, mogę z czystym sercem powiedzieć, że na swój sposób było warto. Na swój sposób, bo z początku byłam trochę zawiedziona brakiem ciągłej fabuły, której miejsce zastąpiły pojedyncze opowiadania krążące wokół tematu, w niektórych przypadkach pozbawionych puenty. Ale z drugiej strony, opowiadania te były tak lekkie i przyjemne...

Nie da się ukryć - książka wciąga niezaprzeczalnie, a lekkość pióra autora sprawia, że czyta się ją jednym tchem. Osobiście uważam tę pozycję jako doskonałą lekturę podczas jazdy autobusem - myślę, że dobrym argumentem będzie to, że trzymając Kłamcę na kolanach, moja choroba lokomocyjna nie odezwała się ani razu; nie było czasu interesować się tym, co otacza ciało, skoro wyobraźnia śledziła uważnie poczynania głównego bohatera (choć trzeba przyznać, że dość dużą wadą jest zwiększone prawdopodobieństwo przegapienia przystanku). Loki jest wszak postacią przesympatyczną, której nie sposób nie polubić.

Mam mały problem z humorem - z jednej strony wybuchałam gwałtownie śmiechem, co jednoznacznie dawało do zrozumienia zaniepokojonym tym faktem pasażerom autobusu, a z drugiej, niektóre żarty czy gry słowne po prostu mnie męczyły. Czasem widać, że było to nieco wymuszone, jakby autor nie miał pomysłu, a jakoś wizję bohatera musiał utrzymać. Patrząc okiem normalnego czytelnika, można dostrzec wiele niedociągnięć, a część opowiadań nieszczególnie przekonuje. Już nie mówiąc o tym, że jest to powieść po prostu słaba - nie znajdziecie tu wielkiego kunsztu literackiego czy nie wiadomo jak skomplikowanych rozwiązań. Ale mimo wad, przy książce bawiłam się świetnie i od razu wypożyczyłam część kolejną. Fenomen Ćwieka? Nie mam pojęcia, grunt, że autor popełnił serię, którą choć zdrowy rozsądek odrzuca, serce pragnie do niej wracać.

Dlatego, jeśli szukacie czegoś lekkiego, co nie wymaga większego skupienia i co będziecie czytać z rosnącym uśmiechem na twarzy, sięgnijcie po Kłamcę! Szczególnie mogę polecić osobom, które zaczynają przygodę z polską fantastyką, a nie są jeszcze gotowi na towar z wyższej półki - jak i tym, którzy chcieliby zabić czas w wyjątkowo przyjemny sposób. Ja tymczasem wkładam nos w tom drugi.

Nie wiem, czy do końca obiektywnie, ale niech stracę: ★★★★★★★☆☆☆

Książka przeczytania w ramach Mini Maratonu październikowego.