„Jest martwy jak kamień - powiedział Howard, jakby martwość była stopniowalna i ta, której nabawił się Barry Fairbrother, okazała się wyjątkowo paskudna.”
Barry nie żyje. Ta niespodziewana śmierć pogrąża Pagford w chaosie. Na jaw wychodzą tajemnice mieszkańców. Urocze miasteczko z brukowanym rynkiem i wiekowym opactwem już nigdy nie będzie takie jak dotąd. Wybucha wojna bogatych z biednymi, nastolatków z rodzicami, wojna żon z mężami i nauczycieli z uczniami. Kto przejmie władzę po Barrym? Jak daleko się posunie w tym zaciekłym konflikcie? Pełna czarnego humoru, błyskotliwa i prowokująca wielka powieść o małym miasteczku.
Ponieważ objętościowo książka jest dość spora, porusza wiele trudniejszych tematów, a i pokazuje, że nie można oceniać nikogo z góry, daję: ★★★★★★★☆☆☆
Książka przeczytania w ramach Mini Maratonu październikowego.
Swoją drogą, zazwyczaj streszczam fabułę na własną rękę, jednak tym razem zadanie mnie przerosło. Przez kilka dobrych dni siadałam, próbując sklecić coś rozsądnego, ale efekt mnie nie zadowalał, więc kończyło się ctrl+x. To nie to, by książka była niejasna, czy brakowało jej wątków, wręcz przeciwnie - wątków było przeraźliwie dużo i o jednoznacznym wydźwięku, co chyba tylko bardziej przytłaczało biednego recenzenta.
A teraz pytanie do Was - co sądzicie, czy dobrym pomysłem była próba napisania przez Rowling czegoś dla dorosłych, zwłaszcza po fenomenie Harry'ego Pottera, czy może mogła sobie odpuścić? I czy według Was autorzy legendarnych serii powinni ryzykować czymś nowym, w zupełnie innym gatunku?
Barry nie żyje. Ta niespodziewana śmierć pogrąża Pagford w chaosie. Na jaw wychodzą tajemnice mieszkańców. Urocze miasteczko z brukowanym rynkiem i wiekowym opactwem już nigdy nie będzie takie jak dotąd. Wybucha wojna bogatych z biednymi, nastolatków z rodzicami, wojna żon z mężami i nauczycieli z uczniami. Kto przejmie władzę po Barrym? Jak daleko się posunie w tym zaciekłym konflikcie? Pełna czarnego humoru, błyskotliwa i prowokująca wielka powieść o małym miasteczku.
Nie sposób nie wspomnieć o oczekiwaniach - takie a nie inne nazwisko na okładce zdecydowanie zmienia podejście do pozycji, szykując czytelnika na coś, co odzwierciedli kunszt, zarówno fabularny, jak i literacki, serii o Harrym Potterze. Nie ukrywam, że przygotowana byłam na książkę, która wciągnie mnie w swój świat, nie pozwoli oderwać ani na moment, a jednocześnie poruszy nieco poważniejsze problemy. Tymczasem spotkał mnie zawód już od pierwszych stron - przeszkadzały mi przesadne wulgaryzmy, nadmierna erotyka; tak, jakby w końcu, po dziesięciu latach wstrzemięźliwości w literaturze dziecięcej, można było dać ujście wszystkiemu, co złe i nieodpowiednie, wywlec wszelkie chowane przez lata brudy. Na pewien czas musiałam Trafny wybór odłożyć i przemyśleć, pozbyć się świadomości, kto jest autorem. Gdy przestałam patrzeć na książkę przez pryzmat poprzedniego dorobku, od razu było lżej - i można było zacząć czerpać większą przyjemność z lektury.
Na pewno pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, to duża liczba bohaterów, których byłam przekonana, że nie spamiętam, tak samo, jak przeplatających się licznych wątków. Myślałam, że w pewnym momencie mnie to przytłoczy i otworzę książkę, nie mając pojęcia, co się akurat dzieje. Tymczasem byłam pozytywnie zaskoczona, gdy okazało się, że nie dość, że postaci zaczynałam kojarzyć bez trudu, to jeszcze nie byłam w stanie określić, która z historii najbardziej przypadła mi do gustu (czy też najmniej się spodobała, wszak ciężko o sympatię) - bo nie ma tu jednoznacznie dobrych i złych postaw, każdy bohater, nawet ten z pozoru najbardziej prawy, ma za sobą skrycie ukrywane sekrety, co sprawia, że nie można postaci ocenić. Puszczalska dziewczyna z patologicznego środowiska okazuje się być opiekuńczą siostrą, a doskonały mąż sypia nie w tym łóżku, co trzeba.
Zadziwiającym jest też to, że historia, choć z pozoru wydaje się nudna i przeciągana, potrafi wciągnąć - co prawda, zauważyłam, że na „wciąganie” składa się kilka etapów; najpierw niechęć, która mimowolnie pojawia się przy pozycjach, przy których ma się wrażenie, że jedną stronę czyta się przez dziesięć minut i zupełnie nie widać postępów. Następnie faza przełamania bariery - osobiście ciężko mi było wejść do Pagford od pierwszych słów, musiałam przebrnąć przez kilka stron, by dopiero faktycznie móc się oddać fabule. I wtedy już przeważnie szło z górki. Dlatego też do tego tytułu mam mieszane pod tym względem uczucia; w końcu naprzemiennie następowały po sobie fazy całkowitego zatracenia w książce i niemocy w brnięciu dalej. Często też sięgałam po coś innego, zupełnie nie mając ochoty na powrót do Trafnego wyboru, stąd też lektura zajęła mi więcej czasu. Niekiedy, w przebłyskach, gdy przypominałam sobie, kim jest autorka, udawało mi się znaleźć niektóre zabiegi, w których zakochałam się wcześniej i mogłam poczuć swego rodzaju swojskość - co też podnosiło na duchu i sprawiało, że czytanie szło lżej. Jednak nie mogę do końca powiedzieć, żeby była to pozycja, którą można „pochłonąć”.
Patrząc na to, co działo się w mojej głowie po dotarciu do tylnej okładki, trzeba przyznać, że powieść okazuje się ogromna - mnóstwo bohaterów, z których każdy ma własne pięć minut - a jednocześnie wydawać by się mogło, że ciągnąca się przez ponad 500 stron drobnym maczkiem fabuła jest o niczym. Dobrze - jest o tym, jak mieszkańcy próbują swoich sił w wyborach na miejsce zmarłego Barry'ego w radzie, a w tym czasie zaglądamy do domów poszczególnych rodzin, które w jakiś sposób są z wyborami związane, by odkryć ich tajemnice niedostrzegalne z zewnątrz. A jednocześnie zakończenie nic nie przynosi - zamknęłam książkę, odłożyłam na półkę i nie wyciągnęłam z tego żadnych większych wniosków. Ot, przeszłam przez doskonałe z pozoru miasteczko, odkryłam jego mroczniejszą stronę i wyszłam, wróciłam do normalności. Nie mogę stwierdzić, że ten tytuł coś w moim życiu zmienił i że kiedykolwiek do niego wrócę. Nawet nie wiem, czy mi się szczególnie podobał. Chyba nawet nie mam zdania, co mnie samą nieco zaskakuje.
Podsumowując, nie jest to książka, w której można się zakochać, zwłaszcza biorąc pod uwagę wcześniejszą twórczość Rowling. Mogę polecić ludziom, którzy lubią czytać o społeczności, poznawać różne punkty widzenia i gdzie można sobie samemu wybrać głównego bohatera - bo to zdecydowanie jest na plus, że autorka nie daje nam jednoznacznego protagonisty, którego jedni pokochają, a inni znienawidzą; każdy znajdzie tu coś dla siebie. Warto również przeczytać, by zobaczyć, że to, co z wierzchu wygląda idealnie, wewnątrz może być zepsute do szpiku. Generalnie oceniam mimo wszystko książkę pozytywnie. Dobrze jest ją poznać, ale z pewnością nie jest to must-read.
Książka przeczytania w ramach Mini Maratonu październikowego.
Swoją drogą, zazwyczaj streszczam fabułę na własną rękę, jednak tym razem zadanie mnie przerosło. Przez kilka dobrych dni siadałam, próbując sklecić coś rozsądnego, ale efekt mnie nie zadowalał, więc kończyło się ctrl+x. To nie to, by książka była niejasna, czy brakowało jej wątków, wręcz przeciwnie - wątków było przeraźliwie dużo i o jednoznacznym wydźwięku, co chyba tylko bardziej przytłaczało biednego recenzenta.
A teraz pytanie do Was - co sądzicie, czy dobrym pomysłem była próba napisania przez Rowling czegoś dla dorosłych, zwłaszcza po fenomenie Harry'ego Pottera, czy może mogła sobie odpuścić? I czy według Was autorzy legendarnych serii powinni ryzykować czymś nowym, w zupełnie innym gatunku?