„W dwadzieścia pięć minut później bez objawów bólu matki i bez żadnych incydentów przyszło na świat dziecko, dziewczynka, której nadaliśmy imię Anaesthesia.”
Śmierć na stole operacyjnym jest czymś niemal irracjonalnym. Umawiasz do chirurga, a jednocześnie masz plany na kolejny tydzień, miesiąc, rok, jakby operacja była tylko krótkim przerywnikiem w codzienności - jeszcze sto lat temu pacjenci nie mieli takiego luksusu. Wizytę u lekarza poprzedzało sporządzenie testamentu. Czy wiesz, mój drogi, że przed wiekiem XX szansa na wyleczenie była większa, gdy chory siedział w domu niż kiedy odwiedzał szpital? Ba, szpital! Budynek, w którym unosił się fetor gnijących ran, w którym rozbrzmiewały krzyki, w tym rodzących w bólach kobiet, do których biegli lekarze zaraz po autopsji w prosektorium i nie zawracając sobie głowy myciem rąk, przyjmowali poród. I nikt nawet nie zastanawiał się, dlaczego po jakimś czasie znajdowali dwa martwe ciała - matki i dziecka. To była codzienność.
Nie patrz na mnie w ten sposób - to nie jest żadne science-fiction, żadna fikcja literacka, wymysł wariata, ale faktyczna historia sięgająca zaledwie kilka pokoleń wstecz. Nikt już jednak nie pamięta czasów, w których najlepszym chirurgiem był ten, który potrafił zoperować w kilka minut, w końcu nie słyszano wtedy jeszcze o znieczuleniu, narkozie. Lekarze nie nosili białych fartuchów, ale czarne, bo mniej widać było na nich plamy krwi i wszelakich wydzielin, a ich czyszczeniem nie zawracali sobie głowy - przecież im brudniejszy fartuch, tym lepszy chirurg, to była jego wizytówka. Wszystkie instrumenty były wielokrotnego użytku, tylko bezpośrednio przed operacją ewentualnie lekarz wycierał szybko skalpel o spodnie, by zdjąć z niego fragmenty tkanek. Brzmi kuriozalnie?
Jeśli to dla Ciebie za dużo, przeskoczmy ten najbardziej wstrząsający fragment, który możesz przeczytać w Stuleciu chirurgów i przenieśmy się nieco dalej, do czasów, gdy szpitale coraz mniej sceptycznie zaczęły podchodzić do zasad aseptyki i antyseptyki, do czasów, gdy pacjent miał coraz większe szanse na życie po operacji, do czasów, gdy po wejściu anestezji nie liczyła się już szybkość manewrowania skalpelem, ale dokładność.
Podczas gdy Stulecie chirurgów ukazuje nam obraz przełomów w medycynie, Triumf chirurgów przedstawia nam jej rozwój, do którego nigdy by nie doszło, gdyby ni z pozoru tak banalne odkrycia. Obie jednak części tego dwutomowego cyklu stanowią nierozerwalną całość, której każda strona wprawia w zdumienie. Patrzysz na wysiłek ludzi, którzy wbrew wszelkim przeciwnościom postawili na swoim, zmienili świat, czyniąc go lepszym, przyjaznym.
Sięgnij po którąkolwiek z książek Thorwalda, by przekonać się, jak łatwo można czytać o dziejach. To nie jest zbiór dat z krótkim komentarzem, lecz historia napisana niemal tak lekko jak niejeden dobry kryminał - nawet nie zauważysz, gdy przepadniesz całkowicie, zatopiony w lekturze! Muszę Cię jednak ostrzec: to uzależnia.
No, koniec pogaduszek, podaj skalpel. Spróbujmy rozwiązać kolejną zagadkę.
Stulecie chirurgów: ★★★★★★★★★★
Triumf chirurgów: ★★★★★★★★★☆
Jeśli to dla Ciebie za dużo, przeskoczmy ten najbardziej wstrząsający fragment, który możesz przeczytać w Stuleciu chirurgów i przenieśmy się nieco dalej, do czasów, gdy szpitale coraz mniej sceptycznie zaczęły podchodzić do zasad aseptyki i antyseptyki, do czasów, gdy pacjent miał coraz większe szanse na życie po operacji, do czasów, gdy po wejściu anestezji nie liczyła się już szybkość manewrowania skalpelem, ale dokładność.
Podczas gdy Stulecie chirurgów ukazuje nam obraz przełomów w medycynie, Triumf chirurgów przedstawia nam jej rozwój, do którego nigdy by nie doszło, gdyby ni z pozoru tak banalne odkrycia. Obie jednak części tego dwutomowego cyklu stanowią nierozerwalną całość, której każda strona wprawia w zdumienie. Patrzysz na wysiłek ludzi, którzy wbrew wszelkim przeciwnościom postawili na swoim, zmienili świat, czyniąc go lepszym, przyjaznym.
Sięgnij po którąkolwiek z książek Thorwalda, by przekonać się, jak łatwo można czytać o dziejach. To nie jest zbiór dat z krótkim komentarzem, lecz historia napisana niemal tak lekko jak niejeden dobry kryminał - nawet nie zauważysz, gdy przepadniesz całkowicie, zatopiony w lekturze! Muszę Cię jednak ostrzec: to uzależnia.
No, koniec pogaduszek, podaj skalpel. Spróbujmy rozwiązać kolejną zagadkę.
Stulecie chirurgów: ★★★★★★★★★★
Triumf chirurgów: ★★★★★★★★★☆
Przyznać się, kto zdążył wpisać mnie na straty?
Matura zdana, teraz zostaje trzymać kciuki, by wystarczyło punktów na kierunek. A póki co, przede mną ponad cztery miesiące czytania książek (i nadrabiania zaległości w blogosferze...)!