„Proste rzeczy, które traktujemy jako oczywiste, dla niego są nowe i ekscytujące. I dzięki temu również mnie się takie wydają.”
Siedemnastoletnia Deznee, miłośniczka adrenaliny i mocnych wrażeń, spotyka na swojej drodze tajemniczego Kale'a. Chłopak zachowuje się dość podejrzanie, w dodatku ewidentnie jest na muszce, co Dez postanawia wykorzystać jako świetną okazję do wystawienia cierpliwości ojca na próbę i sprowadza uciekiniera do domu. Nim dziewczyna zdąży się obejrzeć, cały jej świat zostaje wywrócony do góry nogami, a jej głównym wrogiem staje się Denazen, organizacja prowadzona przez jej własnego ojca, wykorzystująca nadnaturalnie uzdolnionych młodych ludzi do wymierzania sprawiedliwości - to z niej właśnie ucieka Kale, chłopak, który zabija dotykiem. Odtąd życie Dez już nigdy nie będzie takie jak wcześniej...
Wszystkim powszechnie wiadomo, że fanką romansów nie jestem, a dodanie paranormal przed nazwą raczej niewiele zmienia. Za literaturą młodzieżową również nie przepadam, więc nie ukrywam, że moją jedyną motywacją, by w ogóle sięgnąć po tę książkę była średnia ocen na lubimyczytac. Ponad siedem gwiazdek to całkiem spory wynik, więc, pomyślałam, za tą tandetną okładką (bo nie ma co ukrywać - pod względem graficznym jest okropna) musi kryć się coś choć trochę interesującego. A jak już nawet fabuła będzie trzymać poziom warstwy wizualnej, to może chociaż będę się dobrze bawić, miło spędzę czas, bo zazwyczaj książki w tym gatunku są napisane tak, by całkowicie wciągnąć czytelnika. Nic bardziej mylnego.
Poczynając od fabuły, jest ona wyjątkowo słaba - historia nieszczególnie zaskakuje, jest dość schematyczna i przewidywalna. Odniosłam wrażenie, że autorka buduje ją na zasadzie gry komputerowej; bohaterowie są odsyłani od osoby do osoby, wykonują zadanie, by dostać kolejne, wszystko toczy się od punktu do punktu, bez żadnej głębszej intrygi. Pomoc zawsze przychodzi w odpowiednim momencie, Dez w ciągu kilku sekund wymyśla nowy plan po nagłej zmianie sytuacji. Kule się nikogo nie imają, można biec w ostrzale profesjonalistów przez korytarz i oczywiście żaden z naszych nie zostanie trafiony.
Bohaterowie są płytcy i do bólu schematyczni. Naiwna Deznee, która zawsze uwierzy na słowo - w końcu to całkiem normalne, że ktoś zabija dotykiem, nikogo nie dziwi, gdy nagle wróg okazuje się przyjacielem, w żaden sposób nie będziemy go sprawdzać, bo po co? Już nie mówiąc o tym, że jest do znudzenia buntownicza i sto razy zdąży kogoś obrazić czy rzucić ripostę (często niezbyt trafnie), zamiast po ludzku odpowiedzieć na pytanie. Pseudo tajemniczy Kale, który zupełnie nie rozumie otaczającego go świata - do pewnego momentu wydaje się to naturalne ze względu na jego sytuację, ale w po pewnym czasie zaczyna być przesadzone, wręcz groteskowe. Siedziba organizacji to nie dżungla, urządzenia elektryczne były tam na porządku dziennym, w dodatku sam się chwalił, że oglądał kiedyś film; aż dziw, że nie uciekł przed jadącą z ekranu lokomotywą! O wątku miłosnym między nimi już nawet nie będę wspominać. Podobnie jak o postaciach drugoplanowych, które są przeraźliwie papierowe i pozbawione wszelkiej charyzmy.
To może nadzieja pozostaje w stylu pisania? Niestety, ale książki nie ratuje pióro autorki. Nie byłam się w stanie wciągnąć, czytało mi się ją bardzo opornie. Może to ze względu na brak większych opisów (oj, przepraszam, opisy tego, co kto ma na sobie ubrane zawsze na posterunku) oraz skrótów myślowych - bo tego nie można nazwać wartką akcją, to po prostu skrót myślowy. Miałam wrażenie, że Accardo ma jakiś tam pomysł, ilość punktów fabuły, przez jakie musi przejść, ale nie może się doczekać zakończenia i zamiast przechodzić przez plan płynnie, robi skoki (jak impuls nerwowy na osłonce mielinowej - lepszego porównania nie mam). Stąd nagle się okazuje, że bohaterowie przeszli przełom, którego nawet nie zauważyłam, bo był zamknięty w jednym krótkim zdaniu. Albo też dodaje szczegóły danej sceny z opóźnieniem - czyli dopiero po fakcie dowiemy się, że przy pierwszym spotkaniu Dez z Kalem, chłopak swym dotykiem ususzył trawę. Uważam to za niesprawiedliwe w stosunku do czytelnika, bo autorka nie daje okazji do samodzielnego dochodzenia do różnych wniosków. To tak, jakby w kryminałach pisarz nie dzielił się poszlakami, tym samym nie pozwalając czytelnikowi na obstawianie zabójcy. Już nie mówiąc o ogólnych nieścisłościach - bo nikogo nie dziwi, że Dez kupuje część jednorazowego przebrania na imprezę za trzysta dolarów; albo gdy dziewczyna nie może sobie poradzić ze zdjęciem koszulki Kale'a, ten ją rozrywa na części. Skądże, to takie normalne.
Ale też nie wszystko jest jednoznacznie dobre lub złe. Przyznam, że kilka razy zostałam szczerze rozśmieszona, więc humor w niektórych miejscach spełnił swoje zadanie. Czasem też bohaterowie wzbudzali moją sympatię, a pewne wątki faktycznie mnie zaskoczyły.
Podsumowując, jest to słabiutki debiut, bardzo niedojrzały i szczerze mówiąc, takiego poziomu spodziewałabym się po blogujących gimnazjalistkach (nikogo nie obrażając), a nie wydanej i - o zgrozo! - przetłumaczonej na inne języki trylogii. Mogłabym ewentualnie polecić komuś niewymagającemu, ale myślę, że nawet fani gatunku nie znajdą tu niczego awangardowego.
Moja ocena: ★★☆☆☆☆☆☆☆☆
Książka przybyła do mnie z Book Tour u KittyAilly.
Wszystkim powszechnie wiadomo, że fanką romansów nie jestem, a dodanie paranormal przed nazwą raczej niewiele zmienia. Za literaturą młodzieżową również nie przepadam, więc nie ukrywam, że moją jedyną motywacją, by w ogóle sięgnąć po tę książkę była średnia ocen na lubimyczytac. Ponad siedem gwiazdek to całkiem spory wynik, więc, pomyślałam, za tą tandetną okładką (bo nie ma co ukrywać - pod względem graficznym jest okropna) musi kryć się coś choć trochę interesującego. A jak już nawet fabuła będzie trzymać poziom warstwy wizualnej, to może chociaż będę się dobrze bawić, miło spędzę czas, bo zazwyczaj książki w tym gatunku są napisane tak, by całkowicie wciągnąć czytelnika. Nic bardziej mylnego.
Poczynając od fabuły, jest ona wyjątkowo słaba - historia nieszczególnie zaskakuje, jest dość schematyczna i przewidywalna. Odniosłam wrażenie, że autorka buduje ją na zasadzie gry komputerowej; bohaterowie są odsyłani od osoby do osoby, wykonują zadanie, by dostać kolejne, wszystko toczy się od punktu do punktu, bez żadnej głębszej intrygi. Pomoc zawsze przychodzi w odpowiednim momencie, Dez w ciągu kilku sekund wymyśla nowy plan po nagłej zmianie sytuacji. Kule się nikogo nie imają, można biec w ostrzale profesjonalistów przez korytarz i oczywiście żaden z naszych nie zostanie trafiony.
Bohaterowie są płytcy i do bólu schematyczni. Naiwna Deznee, która zawsze uwierzy na słowo - w końcu to całkiem normalne, że ktoś zabija dotykiem, nikogo nie dziwi, gdy nagle wróg okazuje się przyjacielem, w żaden sposób nie będziemy go sprawdzać, bo po co? Już nie mówiąc o tym, że jest do znudzenia buntownicza i sto razy zdąży kogoś obrazić czy rzucić ripostę (często niezbyt trafnie), zamiast po ludzku odpowiedzieć na pytanie. Pseudo tajemniczy Kale, który zupełnie nie rozumie otaczającego go świata - do pewnego momentu wydaje się to naturalne ze względu na jego sytuację, ale w po pewnym czasie zaczyna być przesadzone, wręcz groteskowe. Siedziba organizacji to nie dżungla, urządzenia elektryczne były tam na porządku dziennym, w dodatku sam się chwalił, że oglądał kiedyś film; aż dziw, że nie uciekł przed jadącą z ekranu lokomotywą! O wątku miłosnym między nimi już nawet nie będę wspominać. Podobnie jak o postaciach drugoplanowych, które są przeraźliwie papierowe i pozbawione wszelkiej charyzmy.
To może nadzieja pozostaje w stylu pisania? Niestety, ale książki nie ratuje pióro autorki. Nie byłam się w stanie wciągnąć, czytało mi się ją bardzo opornie. Może to ze względu na brak większych opisów (oj, przepraszam, opisy tego, co kto ma na sobie ubrane zawsze na posterunku) oraz skrótów myślowych - bo tego nie można nazwać wartką akcją, to po prostu skrót myślowy. Miałam wrażenie, że Accardo ma jakiś tam pomysł, ilość punktów fabuły, przez jakie musi przejść, ale nie może się doczekać zakończenia i zamiast przechodzić przez plan płynnie, robi skoki (jak impuls nerwowy na osłonce mielinowej - lepszego porównania nie mam). Stąd nagle się okazuje, że bohaterowie przeszli przełom, którego nawet nie zauważyłam, bo był zamknięty w jednym krótkim zdaniu. Albo też dodaje szczegóły danej sceny z opóźnieniem - czyli dopiero po fakcie dowiemy się, że przy pierwszym spotkaniu Dez z Kalem, chłopak swym dotykiem ususzył trawę. Uważam to za niesprawiedliwe w stosunku do czytelnika, bo autorka nie daje okazji do samodzielnego dochodzenia do różnych wniosków. To tak, jakby w kryminałach pisarz nie dzielił się poszlakami, tym samym nie pozwalając czytelnikowi na obstawianie zabójcy. Już nie mówiąc o ogólnych nieścisłościach - bo nikogo nie dziwi, że Dez kupuje część jednorazowego przebrania na imprezę za trzysta dolarów; albo gdy dziewczyna nie może sobie poradzić ze zdjęciem koszulki Kale'a, ten ją rozrywa na części. Skądże, to takie normalne.
Ale też nie wszystko jest jednoznacznie dobre lub złe. Przyznam, że kilka razy zostałam szczerze rozśmieszona, więc humor w niektórych miejscach spełnił swoje zadanie. Czasem też bohaterowie wzbudzali moją sympatię, a pewne wątki faktycznie mnie zaskoczyły.
Podsumowując, jest to słabiutki debiut, bardzo niedojrzały i szczerze mówiąc, takiego poziomu spodziewałabym się po blogujących gimnazjalistkach (nikogo nie obrażając), a nie wydanej i - o zgrozo! - przetłumaczonej na inne języki trylogii. Mogłabym ewentualnie polecić komuś niewymagającemu, ale myślę, że nawet fani gatunku nie znajdą tu niczego awangardowego.
Moja ocena: ★★☆☆☆☆☆☆☆☆
Książka przybyła do mnie z Book Tour u KittyAilly.
O tej książce słyszałam same złe opinie. Na pewno po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńTak samo jak Jellyfish, wszystkie recenzje które przeczytałam były negatywne. Jeśli szukasz czegoś w podobnym klimacie wybierz "Dotyk Julii", jest to o wiele lepsza, a tematyka odrobinę do siebie pasuje ^^
OdpowiedzUsuńIdę pisać recenzję "Co, jeśli", więc tylko powiem, że świetna opinia i pozdrawiam!
Świetna recenzja. Tę książkę kojarzę właśnie z Book tuor'a u Kitty, do którego zresztą się nie zgłosiłam, bo obawiałam się, że "Dotyk" będzie... cóż, właśnie taki, jak napisałaś.
OdpowiedzUsuńocean-slow.blogspot.com
Nawet sam opis i okładka by mnie nie zainteresowały i widzę, że nic bym nie straciła ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Przy gorącej herbacie
O matko, jak ja nie znoszę tej książki. Aż mam dreszcze, gdy widzę tę okładkę i tytuł.
OdpowiedzUsuńA co jest w tym najlepsze? Jestem masochistką, bo przeczytałam też drugą część. Nie było lepiej.
Books by Geek Girl
Okładka jest masakryczna, to ci muszę przyznać :D Ale poza wątkiem miłosnym, mi się historia podobała :D (pomińmy fakt przeczytania jej w wieku 13 lat, może to miało znaczący wpływ) ^^ Ale na drugą część jakoś nie mam ochoty do tej pory ^^
OdpowiedzUsuńRaczej nie przeczytam tej książki, skoro oceniasz ją tak słabo. Raczej polegam na twoich opiniach, więc wydaje mi się, że mi również nie spodobałaby się ta książka. Pozdrawiam :) /Claudie
OdpowiedzUsuńJak już przeczytałam o przewidywalności, to wiedziałam, że ocena nie będzie najwyższa... Naiwna bohaterka? Hmm, skąd ja to znam? Przynajmniej dzięki Twojej recenzji wiem, czego powinnam unikać w przyszłości :)
OdpowiedzUsuńChyba jednak miałam rację, żeby nawet nie robić podchodów do tej książki :D
OdpowiedzUsuńKsiążka dzisiaj do mnie dotarła (w ramach Book Tour :)) więc za niedługo na własnej skórze przekonam się o jej wnętrzu. Mam nadzieję, że mi jednak spodoba się trochę bardziej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie~ Nataliaaa
http://happy1forever.blogspot.com/
Od początku ta książka mnie nie przekonywała i Twoja recenzja tylko utwierdza mnie w swoim zdaniu.
OdpowiedzUsuńA okładka jest paskudna - ogólnie nie lubię okładek z ludźmi, zdjęciami ludzi etc.
Motyw zabijania dotykiem można byłoby fajnie wykorzystać, szkoda, że idea nie wyszła, sama jednak nie spodziewałabym się wiele po pozycji tego typu xd
OdpowiedzUsuńdrewniany-most.blogspot.com
Pomysł na fabułę jest całkiem niezły. Szkoda, że książka wypadła tak.. masakrycznie. No ale cóż, na świecie nie może być samej dobrej literatury. :)
OdpowiedzUsuńNie sięgnę po tą książkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
O matulu, aleś zjechała tę książkę! I to lubię, teraz przynajmniej jestem pewna, że to absolutnie nie jest pozycja dla mnie. Wszystko czego szukam w młodzieżówkach tutaj leży zazczynając od bohaterów po styl pisania. W takim razie się nie skuszę :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://magiel-kulturalny.blogspot.com/
Lubię typ bohatera-buntownika, ale bez przesady, co za dużo to niezdrowo i tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńOkładka faktycznie tandetna i już to mnie odrzuciło, ale postanowiłam w duchu się nie zrażać, zwłaszcza że opis zapowiadał całkiem intrygującą książkę. Niestety - jak przekonałam się w trakcie czytania Twojej recenzji - na fajnym pomyśle się skończyło, bo wykonanie siadło w niemal wszystkich punktach. Lubię zarówno młodzieżówki, jak i paranormal romance, często sięgam po pozycje z obu tych gatunków (razem bądź osobno), więc może kiedyś, ze zwykłej ciekawości przeczytam "Dotyk", ale raczej nie będę się za tym tytułem oglądała i marne szanse, bym wzięła ją na dłużej do ręki w księgarni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Uuuu.. 2 gwiazdki to musi być słabe :D. Tak z opisu "płytkie romansidło" na myśl przychodzi mi od razu seria Lux, która osobiście mi się bardzo podobała, więc mam nadzieję, że jednak "Dotyk" nie będzie taki tragiczny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Uuuu.. 2 gwiazdki to musi być słabe :D. Tak z opisu "płytkie romansidło" na myśl przychodzi mi od razu seria Lux, która osobiście mi się bardzo podobała, więc mam nadzieję, że jednak "Dotyk" nie będzie taki tragiczny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jestem zdecydowanie za stara na tę książkę.
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że tylko ja tego nie lubię <3 :')
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://czytam-pisze-recenzuje-polecam.blogspot.com