28.11.2017

Dygot || Jakub Małecki


Uciekająca przed Armią Czerwoną Niemka przeklina Jana Łabendowicza, który odmówił jej pomocy. Wkrótce jego żona rodzi odmieńca – chłopca o skórze białej jak śnieg. A wiejska społeczność nie akceptuje wybryków natury… Córeczkę Bronka Geldy ściga klątwa Cyganki. W wieku kilku lat dziewczynka zostaje ciężko poparzona w wyniku wybuchu granatu.

Na losy Geldów i Łabendowiczów wpływają nie tylko kolejne dziejowe zawirowania i przepowiednie, lecz przede wszystkim osobiste słabości i obsesje. Drogi obu rodzin przecinają się w zaskakujący i niespodziewany sposób. Na dobre zespaja je uczucie dwojga odmieńców, introwertycznego albinosa i okaleczonej w płomieniach dziewczyny. Po kilkudziesięciu latach mroczną tajemnicę rodzinną mimowolnie rozwikła ich jedyny syn Sebastian – utracjusz i aferzysta, który postanawia wykorzystać możliwości, jakie daje Poznań, kipiąca życiem metropolia.
[opis wydawnictwa]
Gdy przed ponad miesiącem rozwodziłam się w zachwytach nad najnowszą powieścią autora, nie sądziłam, że przyjdzie mi sięgnąć po jego starsze książki tak szybko. Nie ukrywam, nie brakowało mieszaniny niepokoju i dystansu, zwłaszcza gdy nasłuchałam się stwierdzeń, że to właśnie Rdza jest póki co najlepszym dziełem pisarza - szybko jednak zignorowałam przypominający mi o tym fakcie głos w mojej głowie i dałam się ponieść kolejnej niebywałej historii (kolejnym niebywałym historiom, w końcu to nie opowieść o jednym człowieku, a kilku pokoleniach). Ponownie połknęłam ją na raz, ponownie skończyłam z burzą wypełniających mnie emocji i ponownie przyjdzie mi z nie lada trudem złożyć jakiekolwiek sensowne zdanie. Ale spróbujmy.

W gruncie rzeczy, przy pierwszej styczności z autorem, nie wiedziałam do końca, czego się spodziewać. To było jak powolne odkrywanie czegoś zupełnie nowego, z czym nie miało się wcześniej styczności, nie wiedząc jeszcze, czy jest to coś zachwycającego, czy wręcz przeciwnie. Trochę jak błądzenie w labiryncie, który trzeźwo ocenić można dopiero po jego opuszczeniu - wtedy z całą pewnością ośmielimy się stwierdzić, czy brak bądź obecność niespodzianek po drodze była czymś intrygującym czy nie. W Rdzy błądziłam. Nie wiedziałam, czy mam się spodziewać nagłych zwrotów akcji, czy spokojnej ballady, czy mam zwracać uwagę na szczegóły, skupić się na teraźniejszości, emocjach, relacjach, czy dać się ponieść refleksji. W moim przypadku proza Małeckiego zyskała przy drugim spotkaniu. Sposób prowadzenia narracji, powolne splatanie rozrzuconych sznurków w jeden, podróże przez dekady - to było jak powrót do rodzinnego domu, do czegoś znanego. I tym samym, znając fundamenty, nie musiałam już myśleć nad intrygującą budową powieści, oddałam się temu, co naprawdę chciało zostać przekazane.

I znów, jeśli ktoś szuka fajerwerków, tutaj ich nie znajdzie. To nie jest miejsce dla nich, fajerwerki zarezerwowane są dla miast. Wieś jest cicha, tworząca z pozoru idylliczny obraz, ale za to potrafi skrywać okrutniejsze historie. To właśnie uderza najbardziej - prawdziwe uprzedzenia, które kilkadziesiąt kilometrów dalej, w wielkim mieście, są uważane za anegdotkę nawiązującą do zamierzchłych czasów, na prowincji są czymś powszechnym. Albinos na ulicy może co najwyżej przyciągnąć kilka ciekawych spojrzeń, godzinę drogi od miasta jest uważany za wcielenie szatana, obarczane o nieudane plony, którego krew leczy wszelkie dolegliwości. Wydaje się nieprawdopodobne, dlatego tym bardziej daje do myślenia.

Tym, co w książkach Małeckiego zachwyca najbardziej, jest kalejdoskop ludzkich losów. Przez karty powieści przewija się kilka pokoleń i choć ma się wrażenie, że w takiej plątaninie życiorysów nie sposób się nie zgubić, to jest wręcz odwrotnie. Obserwujemy kolejne postaci, które kończą żywot rozpoczęty kilkadziesiąt stron wcześniej. Nie da się przejść obok tego obojętnie, przemijanie i ludzkie tragedie uderzają, wymuszają refleksję. Dochodząc do końca człowiek poruszony jest nie tylko ważniejszymi wątkami fabularnymi, co również tłem. Nie da się zrozumieć tego fenomenu, nie doświadczając tego na własnej skórze.

Dlatego zdecydowanie polecam. Warto. Po prostu.

★★★★★★★☆☆☆

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non przez portal czytampierwszy.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz