3.08.2016

„Mechaniczny” Ian Tregillis

Zegarmistrzowie kłamią!


Zaraz po tym, jak naukowiec i zegarmistrz Christiaan Huygens stworzył w XVII wieku pierwszego Klakiera, Holandia powołała do życia mechaniczną armię. Nie trzeba było długo czekać, żeby legion mosiężnych piechurów pomaszerował na Westminster. Królestwo Niderlandów stało się supermocarstwem dzierżącym niepodzielną władzę w Europie. 
Trzy stulecia później stan rzeczy nadal się utrzymuje. Jedynie Francja zawzięcie broni swoich przekonań, że każdy powinien mieć prawo do wolności, niezależnie czy zbudowany jest z ciała, czy mosiądzu. Po dziesięcioleciach zawieruchy wojennej Holandii i Francji udało się osiągnąć kruchy rozejm. 
Ale jeden zuchwały Klakier o imieniu Jax nie może już dłużej znieść geas – niewolniczych więzi ze swoimi panami. Jak tylko nadarzy się okazja, wyciągnie mechaniczną rękę po wolność, a konsekwencje jego ucieczki zatrząsną fundamentami Mosiężnego Tronu.
[opis wydawnictwa]

Po lekturze opisu książki naszły mnie dwa sprzeczne uczucia - jedno podpowiadało, że oto przede mną historia w klimacie steampunku, gatunku, który uwielbiam, ale rzadko spotykam; drugie ostudzało nieco entuzjazm i zwracało uwagę na ostatnie zdania z okładki. Niewolnik, którego bunt wywoła rewolucję? Czy to przypadkiem nie przygotowuje nas na kolejną powieść niczym niewyróżniającą się od setek innych? Czy w tym temacie w ogóle można wnieść jakikolwiek powiew świeżości? Otóż okazuje się, że można.

Przede wszystkim naszym buntownikiem staje się klakier, w skrócie: mechaniczny niewolnik, najniższy szczebel w hierarchii społecznej zaprogramowany do służenia swemu panu poprzez pewnego rodzaju więź, opartą głównie na bólu. Owa więź, zwana geas, nie pozwala nawet stanąć na dłużej w bezruchu, by obejrzeć egzekucję swego pobratymca, jeśli nie był to jednoznaczny rozkaz, a co tu mówić o wolności. Sama nazwa twórców klakierów jest znamienna - Gildia Zegarmistrzowska. Bo czy nie każdy z nas posiada na co dzień swojego własnego niewolnika w postaci zegarka? Służy nam, pokazuje godzinę niezależnie od wszystkich innych czynników aż do całkowitego zepsucia mechanizmu. Możemy nim rzucać, zniszczyć, jeśli mamy ochotę, choć trochę powstrzymuje nas wizja wydanych na niego pieniędzy - dokładnie takie samo podejście mają ludzie w stosunku do klakierów.

Czy ktoś kiedyś uskarżał się na dziwne trajkotanie zegarów? Może się okazać, że tak naprawdę porozumiewają się między sobą; przynajmniej jest nam to wiadome w przypadku klakierów. Komunikują się, myślą, marzą. Wyobraźcie sobie, że taka wiadomość zostaje opublikowana w naszym świecie - jak nic zbierze się komisja obrony praw zegarów, zakazująca wyzysku tych drobnych urządzeń. Niestety, w Holandii Tregillisa prawda ta jest znana zaledwie garstce, a co za tym idzie: ściśle skrywana, do tego stopnia, że kontakt z nią bywa śmiertelny. Dopiero teraz można sobie uświadomić, z czym tak naprawdę miał do czynienia Jax, klakier, któremu przez przypadek udało się uzyskać Wolną Wolę - gdzie uciec, do kogo się zwrócić z pomocą, jeśli nikt, poza Gildią, nie wierzy w jego człowieczeństwo? Na samą myśl czuć dreszcze.

Jax dzieli scenę z dwoma postaciami - z jednej strony pojawia się Berenice, twarda babka, niedająca sobie w kaszę dmuchać, bystra i sprytna, naukowiec z Francji, jedynego kraju niekorzystającego z usług mechanicznych służących, badająca mechanizmy klakierów. Z drugiej, zza kulis wychyla się holenderski pastor Visser we francuskim wywiadzie. Nie ukrywam, że samą przyjemnością było śledzić ich losy, które nieuchronnie dążyły do skrzyżowania się z pozostałymi; a gdy już do tego dochodzi, tworzy się mieszanka wybuchowa. Bowiem macki Gildii są długie... Trzeba też przyznać, że z bohaterami nie sposób się nie polubić; może czasem irytują, może naiwnie pakują się wprost w paszczę lwa - ale w dalszym ciągu wywołują sympatię i cichutko życzymy im, by wszystko szło po ich myśli: nawet, jeśli ma to oznaczać brnięcie w schemat.

Tym, czym Tregillis całkowicie mnie do siebie przekonał, były małe drobne fakty, na które większość nie zwróciłaby pewnie uwagi. Pastor niesie pod pachą działa Kartezjusza, przypadkowo wydrążonego w Pasjach duszy i Opisie ciała ludzkiego, Berenice wspomina o szyszynce, a samo jestestwo klakierów okazuje się znajdować w ich głowach, nie sercu. Cholera, czyżby ktoś w końcu podjął się porządnego researchu? Czyżby ktoś wreszcie niezwykły kryształ zawiadujący wolą klakiera umieścił w szyszynce, tym samym narządzie, który Kartezjusz określił siedzibą duszy? Chylę pokłony.

Historia niezaprzeczalnie wciąga i ledwo zauważyłam, gdy nagle dotarłam do końca, tym samym uświadamiając sobie, że na kolejny tom trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Powieść napisana lekkim piórem, bez zbędnego patosu (który, chcąc, nie chcąc, i tak zostałby zadeptany kunsztownymi przekleństwami Berenice), choć nie można tu mówić o literackim arcydziele. Książka jest dobra, nawet bardzo. Ale do ideału jej daleko. Mimo wszystko, przeczytać jak najbardziej warto, polecam!

★★★★★★★☆☆☆

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Sine Qua Non.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz